Tata Nano, czyli jak sprzedać auto w Indiach
Podbicie rynku kraju wschodzącego, jak eufemistycznie nazywa się państwa mające pod względem gospodarczym wiele do nadrobienia, polega głównie na zaproponowaniu odpowiednio niskiej ceny. Jak pokazał jednak przypadek Taty Nano, nie zawsze jest to kluczem do sukcesu. Pojawiło się jednak nowe Nano, a o jego sukcesie ma m.in. zdecydować „profesjonalny” indyjski marketing. Czy to może się udać?
Przed trzema laty z taśm montażowych zjechały pierwsze samochody Tata Nano. Premiera indyjskiego „malucha” z pewnością przeszłaby bez echa, gdyby nie to, że było to w owym czasie najtańsze auto świata. Cena - w przeliczeniu ok. 1,7 tys. euro - rozbudziła pragnienia nawet tych, którzy do tej pory o nowym samochodzie mogli jedynie pomarzyć. Deszcz zamówień, jaki początkowo spłynął do firmy Tata pozwolił producentowi wiązać z tym modelem duże nadzieje.
Niestety, z czasem okazało się, że nawet w Indiach rynek na taki samochód jest niezbyt szeroki. Ci, dla których kupienie Nano nie byłoby dużym wysiłkiem finansowym, wybierali droższe, lepiej wyposażone i bezpieczniejsze modele. Dysponujący mniej zasobnym portfelem zazwyczaj nie mogli sobie pozwolić nawet na najtańszy samochód na globie. Skutkiem tej sytuacji było to, że do tej pory producentowi udało się sprzedać tylko jedną dwudziestą z założonego wolumenu. Klęska nie zniechęciła jednak Hindusów. Opracowali oni nowe Nano, które ma nie powtórzyć błędu poprzednika. Czy tym razem należy spodziewać się sukcesu?
Szerokość i długość nowego Nano nie uległy zmianie w stosunku do poprzednika. Auto jest natomiast wyższe o 5 cm. We wnętrzu mieszczą się cztery osoby, które – przynajmniej według reklamy – znajdą w aucie wystarczająco dużo miejsca. Ma się tak stać dlatego, że przedział pasażerski oferuje ponoć o 21 proc. więcej przestrzeni, niż w poprzedniku. Niewiele zostało jej natomiast na zbiornik paliwa, którego pojemność wynosi zaledwie 15 litrów. Mikroskopijny jest również bagażnik, w którym bez rozkładania siedzeń można zmieścić 80 litrów. Okazuje się więc, że w porównaniu z typowym europejskim autem średniej klasy, w nowym Nano bagażnik ma pojemność zbiornika paliwa, a zbiornik paliwa pojemność schowka na rękawiczki.
Sercem nowego Nano jest silnik o pojemności 0.6 l, który wytwarza moc 38 KM i moment obrotowy wynoszący 51 Nm. Samochód wyposażony w czterobiegową skrzynię, czwarty bieg to już overdrive, można rozpędzić do 105 km/h. Niestety, producent nie podaje ile trwa „sprint” do „setki”. Tak naprawdę w przypadku Nano wcale nie jest to jednak najważniejsze.
Nowość firmy Tata ma pewne szanse na osiągnięcie sukcesu. Konieczne jest jednak, by samochód dawał jak najwięcej za jak najniższą cenę. W Indiach jest ona uzależniona nie tylko od wersji wyposażenia, ale też od tego, w którym stanie zamierza się kupić auto. W Bombaju, największym mieście Indii nowe Nano w najsłabszym wyposażeniu kosztuje 15 3396 rupii, czyli przy obecnym kursie niespełna 10 tys. zł. W najdroższej wersji za auto trzeba zapłacić prawie 14 tys. zł. Jak jednak wiadomo, dźwignią handlu jest reklama, a tu w przypadku Taty jest co „podziwiać”.
Kampania reklamowa nowego Nano została „rozpisana” według dwu scenariuszy. Na stronie internetowej producenta można znaleźć galerię z fotografiami indyjskiego „malucha”. Jeśli jednak jakość samochodu jest porównywalna z poziomem tych materiałów, nie należy wróżyć Nano świetlanej przeszłości. Sytuację niewiele poprawia reklama, która została opatrzona angielskojęzycznym tekstem wyświetlanym na ekranie. Mimo to warto obejrzeć zarówno film jak i zdjęcia i zanurzyć się nieco w marketingowej rzeczywistości orientu.
tb/