Suzuki: Lekcja 4x4
Jeszcze kilka lat temu, napęd 4x4 stosowany był jedynie w dużych SUV-ach. W raz z rozwijaniem kolejnych segmentów i wychodzeniu naprzeciw oczekiwaniom wymagających klientów, producenci dwoją się i troją, aby przyciągnąć do salonów rzesze potencjalnych nabywców.
Nie inaczej postępuje Suzuki, które stara się zwrócić na siebie uwagę szeroką ofertą aut odpychających się czterema kołami od podłoża. Aby sprawdzić skuteczność powyższego rozwiązania, udaliśmy się na zaśnieżone lotnisko nieopodal Kazimierza Dolnego. Tam przygotowano dla nas cztery bardzo odmienne modele: Jimny, Grand Vitara, SX4 i najnowszy Kizashi.
Jazdy zaczęliśmy od jednego z popularniejszych SUV-ów. Mimo dłuższej obecności na rynku, Grand Vitara wciąż może się podobać. Kanciasta sylwetka nawiązuje do najdzielniejszych samochodów terenowych, natomiast właściwości off-roadowe ma naprawdę przyzwoite jak na pojazd rekreacyjny przystało. Podążając za tym tokiem myślenia, wyruszyliśmy w kilkudziesięciominutową trasę obfitującą w skute lodem koleiny i pokrytą śniegiem nawierzchnię asfaltową.
Już pierwsze metry pokazały, jak przydatny staje się napęd na obie osie. Suzuki wyposażone w szosowe opony zimowe, bez problemów radziło sobie w trudnych warunkach. Moment obrotowy przekazywany w stosunku 47:53 można zblokować. Wówczas siła się wyrównuje do proporcji 50:50, zaś blokada centralnego mechanizmu różnicowego skutecznie eliminuje różnice w prędkościach między przednimi i tylnymi kołami.
Grand Vitara równie dobrze spisywała się na równej, lecz zaśnieżonej drodze. Tutaj układ ESP w porę interweniował i przywracał auto na właściwy tor jazdy. Jednak zaprawieni w bojach kierowcy, bez trudu wprowadzą Japończyka w kontrolowany poślizg. Jak się okazało, sporych rozmiarów SUV, też może dać odrobinę frajdy z jazdy.
W drugiej kolejności, udostępniono nam do testu najdzielniejszą terenówkę w swojej klasie, która nie zmienia się od lat. Mowa oczywiście o Jimny. Ten niepozorny maluch świętujący w zeszłym roku 40 urodziny, idealnie wpasowuje się w trudniejszy teren. Dzięki niewielkim gabarytom, z powodzeniem dotrze w miejsca, gdzie większe samochody będą musiały zrezygnować w połowie drogi.
Mimo, iż wnętrze lata świetności ma już dawno za sobą, a kształt karoserii nie zabłyśnie przed teatrem, to i tak maniacy off-roadowego szaleństwa czerpać będą garściami radość z jazdy. Pod maską skromny silnik o pojemności 1,3 litra sprzęgnięty z automatyczną lub manualną skrzynią biegów, okazuje się wyjątkowo sprawny na torze przeszkód. Na wybojach auto mocno podskakuje i przechyla się na boki, ale dzielnie brnie do przodu. Śnieg, koleiny, czy wzniesienia, nie robią na nim najmniejszego wrażenia.
Dopiero wyjazd na asfalt uwidacznia wady wysokiej i stosunkowo wąskiej konstrukcji. Instruktorzy ostrzegali nas o możliwości wywrotki i słusznie, bo w szybciej pokonywanym zakręcie, pasażerowie nie mogą być pewni swojego bezpieczeństwa. Zwłaszcza Ci podróżujący na dwuosobowej kanapie. Panuje tam nie tylko klaustrofobiczny, lecz również katastroficzny klimat. Niemniej, wszechstronny napęd 4x4 z możliwością swobodnej manipulacji między poszczególnymi trybami, zawstydzi niejedną, znacznie lepiej przygotowaną do boju terenówkę.
Kolejny etap dotyczył jazdy z nieco większą prędkością po zaśnieżonym pasie startowym. Żeby nie było za łatwo, organizatorzy ustawili pachołki wyznaczające testową trasę. Na pierwszy ogień poszedł miejski crossover z benzynowym motorem. Samochód wyposażony w system i-AWD, umożliwia elastyczne dopasowanie napędu do warunków panujących na drodze.
Najwięcej jednak frajdy zapewnia tryb 4WD Lock. W takiej konfiguracji, moc przekazywana jest na wszystkie koła i przełącza się dopiero po przekroczeniu 60 km/h w wariant automatycznie dołączający tylną oś. Jeśli już wyczujecie SX4, uwierzcie mi, można się nim naprawdę dobrze bawić.
Oczywiście nic się nie bierze z niczego. Do pełni szczęścia potrzeba szybkich rąk i umiejętnego operowania pedałami gazu i hamulca. Gdy odpowiednio dobierzemy proporcje, Suzuki z łatwością ustawia się niczym driftowóz pod kątem kilkudziesięciu stopni do osi ruchu i równie łatwo obraca się pod tym samym kątem w drugą stronę. Naturalnie, tylko na śliskiej nawierzchni.
Jeszcze więcej emocji zapewniła jazda Kizashi. Ta flagowa limuzyna wyposażona w benzynowy silnik o pojemności 2,4 litra i stały napęd na cztery koła, może i nie należy do najoszczędniejszych propozycji w swoim segmencie, ale właściwościami trakcyjnymi i rozkładem masy, budzi uznanie. Aby potwierdzić nasze śmiałe teorie, wybraliśmy się na przejażdżkę z zasłużonym polskim kierowcą rajdowym, Tomaszem Czopikiem.
Kilkunastominutowy odcinek specjalny utwierdził nas w przekonaniu o talencie drzemiącym w krajowych mistrzach kierownicy. Kontrolowane poślizgi rodzinnym połykaczem kilometrów przy prędkościach oscylujących w granicach 20 km/h nie robią na nikim wrażenia, ale Kizashi mknące z wskazówką prędkościomierza ocierającą się o 120 km/h już tak. Zachowuje się przy tym niezwykle neutralnie i pozwala utrzymać ciśnienie pasażerów w granicach zawierających się w normach medycznych. Nie radzimy wprowadzać w życie podobnych manewrów w warunkach drogowych.
Kilka godzin spędzonych z niemal całą paletą modelową Suzuki wyposażoną w napęd 4x4, to ciekawe doświadczenie. O ile w zwykłych warunkach drogowych i dojazdach do pracy utwardzoną i suchą drogą, takie rozwiązanie może się nie przydać, to dla osób lubiących czasem podnieść poziom adrenaliny w organizmie, jest jak najbardziej wskazane. Należy sobie tylko odpowiedzieć na pytanie, jakiego samochodu potrzebujemy i czy dopłacenie kilku bądź kilkunastu tysięcy złotych ma sens i praktyczne uzasadnienie.
Piotr Mokwiński
mz/mz