Suzuki GSR - miejski wojownik
|
|
| --- |
Rozpoczynając opowieść o tym motocyklu musimy cofnąć się do roku 2001. Wtedy to właśnie Suzuki podczas targów Tokio Motor Show zaprezentowało szokujący model B-King. Nieszablonowa stylistyka oraz źródło napędu przeszczepione wprost z Hayabusy. Tak na wszelki wypadek, aby nikomu nie zabrakło mocy dorzucono turbo. Moc? 240 KM - zero pytań...
Powrót do teraźniejszości to dreszczyk emocji podczas odbierania motocykla i ciągłe pytania rodzące się w mej głowie - co zostało dzisiaj z tej niesamowitej wizji projektantów Suzuki. Wreszcie jest, stoi przede mną gotowy do jazdy. Jeszcze tylko kilka formalności i zaczynamy tygodniową przygodę z GSR'em.
Odpalamy
Po chwili rozgrzania puszka układu wydechowego znajdująca się pod kanapą wydobywa głęboko basowe, agresywne dźwięki. Możemy ruszać! Pierwsze przejechane kilometry to miła niespodzianka. Motocykl prowadzi się bardzo pewnie i zaraz czujemy, jak byśmy jeździli nim od lat. Jazda zatłoczonym miastem w godzinach szczytu to nie problem. Może nie połyka korków z gracją małego skutera, ale nie ma powodów do narzekań. GSR jest bardzo zwartym motocyklem, więc wciśniemy się w każde wolne miejsce, a gdy zrobi się naprawdę tłoczno, mała przegazówka wystarczy, aby samochody nam ustąpiły dając wolny pas startowy. Wygodna, w miarę wyprostowana pozycja, dobrze wyprofilowana kierownica i podnóżki na rozsądnym poziomie sprawiają, że codzienna miejska jazda jest naprawdę przyjemna. Przyczepić się można do dwóch rzeczy. Pierwsza to wspomniany już układ wydechowy poprowadzony pod kanapą, który doskonale sprawdziłby się w roli piekarnika. Stojąc na światłach w upalny dzień daje się to mocno we znaki. Druga to lusterka. Wszystko
było by w porządku, gdyby nie to, że obraz w nich rozpływa się lepiej, niż mleczna czekolada Milka... Oprócz tego wszystko jest na miejscu, obsługa jest intuicyjna, a jest co obsługiwać.
"Zabawki"
Do dyspozycji mamy: licznik kilometrów, podwójny licznik przebiegu dziennego, wskaźnik poziomu paliwa, zegar oraz wyświetlacz aktualnie zapiętego biegu, który naprawdę się przydaje. Wszystko to umieszczone jest na ładnym i przejrzystym zestawie zegarów. Jeżeli już o nim mowa to na szczęście obrotomierz pozostawiono w formie analogowej, czego jestem gorącym zwolennikiem. Nie ma dzięki temu problemów z czytelnością, co nie jest takie oczywiste u niektórych konkurentów. Zaraz obok znajdziemy cyfrowy prędkościomierz oraz kontrolki kierunkowskazów, luzu, świateł drogowych, ciśnienia oleju, immobilizera oraz wtrysku paliwa.
Na pewno ważną sprawą jest, jak na maszynę ze sportowymi aspiracjami, bardzo dobra elastyczność. Zrobiłem nawet mały eksperyment. Po przebiciu się przez skrzynie do ostatniego, szóstego biegu zwolniłem do spacerowej prędkości 35 km/h, po czym mocno dodałem gazu i.....spokój. Silnik dziarsko zaczął kręcić się coraz szybciej, żadnego szarpania łańcuchem, żadnego prychania i zero febry. Inaczej rzecz ujmując silnik zachowuje stoicki spokój i potrafi wiele wybaczyć nawet mało doświadczonemu motocykliście.
Dajemy w palnik
Z drugiej strony nic nie stoi na przeszkodzie dać ostro w palnik i zamienić się w znikający punkt. Od 6000 do 9000 obr/min przyspieszenie jest bardzo dobre, jednak prawdziwa zabawa zaczyna się od 10.000 obr/min. Przy umiejętnej zmianie biegów nie wychodzimy z zakresu tych najbardziej agresywnych koni mechanicznych. Można tak, aż do odcięcia przy 14.000 obr/min. Jak widać zmodyfikowany silnik z GSX-R`a nadal potrafi pokazać pazurki.
Trzeba jednak zaznaczyć, że nie ma tu mowy o nagłym, brutalnym przypływie mocy. Nawet przy mocnym odkręceniu gazu nie trzeba się obawiać, że motocykl nagle wystrzeli przód pod niebiosa. Uspokoję teraz wszystkich, którym w żyłach płynie adrenalina zamiast krwi: oczywiście GSR idzie na koło bez problemu, Ty drogi kierowco musisz tylko tego po prostu chcieć!
Wycieczka za miasto
Ciągnięty ciekawością jak motocykl zachowuje się przy większych prędkościach wyjechałem za miasto. Suzuki prowokuje do ostrzejszej jazdy, tak, więc na liczniku szybko pojawiła się prędkość maksymalna wynosząca 220 km/h.
Jak na golasa spokojnie wystarczy. Motocykl nawet przy bardzo wysokich prędkościach prowadzi się pewnie i stabilnie. Niestety praktycznie już od 140 km/h przez zupełny brak owiewki zaczyna być nieprzyjemnie. Cóż, jak ktoś chce wygodnie zwiedzać świat z prędkością światła to niech wsiada na sport-turystyka.
Oczywiście o takich udogodnieniach jak miejsce na bagaż można zapomnieć. Przecież projektując GSR'a nikt o czymś takim nie myślał.
Heble w akcji
Skoro już tak się rozpędziliśmy, to wypadałoby sprawdzić jak idzie hamowanie. Do hamulców z przodu nie mam żadnych zastrzeżeń. Mają charakter taki jak cały motocykl: ostre, dają się łatwo dozować i są diabelnie skuteczne. Dwie tarcze o średnicy 310mm w zupełności wystarczą do zatrzymania nas w każdej sytuacji. Gorzej wypadają heble z tyłu. Są trudne do wyczucia. Naciskamy pedał i czujemy jak zwalniamy, później naciskamy mocniej i długo, długo nic, aż tu nagle tylne koło zostawia za sobą czarną krechę, a my zdajemy sobie sprawę, że właśnie wyciskamy z pompy hamulcowej ostatnie soki. To zdecydowanie powinno trafić do poprawki. Tak samo zresztą jak seryjne opony, które nie zawsze dają radę. Zwłaszcza z przodu przyczepność mocno rozczarowuje. Wystarczy przyjrzeć się fotkom. Czy widać tam jakieś stoopie? Nie?! Odpowiedź nasuwa się sama. Co do skrzyni biegów. Poszczególne przełożenia zmienia się łatwo i precyzyjnie. Niestety, pomimo wielu prób nie udało mi się wypracować „cichego" sposobu pracy. Nie ważne, czy
dźwignie potraktujemy brutalnie czy łagodnie. Za każdym razem przy okazji zmiany biegu usłyszymy głośne Klik! Dźwignia sprzęgła pracuje lekko, a samemu GSR'owi jest wszystko jedno, czy jej używamy, czy nie.
Oczywiście GSR idzie na koło bez problemu, Ty drogi kierowco musisz tylko tego po prostu chcieć! Na zakrętach Suzi spisuje się świetnie. Nic nie przeszkadza nam mocno pochylać się w zakręcie. Dzięki wcześniej wspomnianej sporej elastyczności, nawet podczas pokonywania serpentyn nie musimy zbyt często wachlować biegami. Raz tylko udało mi się wyprowadzić motocykl z równowagi, trzeba jednak przyznać, że było to spowodowane wyjątkowo perfidnym wycelowaniem w wyrwę nawierzchni, jadąc obładowanym motocyklem z pasażerem i to w dodatku w dużym złożeniu. Cała sytuacja była łatwa do opanowania tak, więc pampers nie nadawał się jeszcze do wymiany.
Słów kilka o zawieszeniu
Ustawienie zawieszenia to kompromis pomiędzy dostosowaniem do osiągów, a komfortem. Jest ustawione na tyle twardo, na ile potrzebne jest to do dynamicznego poruszania się GSR`em zapewniając pełną kontrolę nad pojazdem. Jednocześnie nasze nadgarstki i siedzenie nawet po wjechaniu w dużą nierówność dają radę. Jeszcze w sprawie komfortu - patrząc na kanapę spodziewałem się całkiem dobrych warunków dla pasażera, a tu wręcz przeciwnie. Niby wszystko wygląda tak jak być powinno. W rzeczywistości mamy do czynienia z niewygodnym siedziskiem, na którym pasażer przyjmuje dziwnie nienaturalną pozycje. Mówię tu oczywiście o przypadku, gdy trzymamy się układu zbiornik-uchwyt, bo jeżeli kierujący wie, do czego służy gaz, to trzymając się samego uchwytu bardzo szybko będziemy mieli okazję odbyć przyspieszony kurs latania. Kierowca ma o niebo lepiej. Siedzenie jest dobrze wyprofilowane i nawet po całym dniu spędzonym na motocyklu nasza najniższa część pleców z nazwą na cztery litery nie będzie błagała o litość.
GSR 600 zdecydowanie może stać się Twoim najlepszym kumplem! Niestety, wszystko, co dobre szybko się kończy. Tydzień spędzony w siodle Suzuki to wspólnie nawinięte setki kilometrów, które upewniły mnie w pewnym przekonaniu. GSR 600 zdecydowanie może stać się Twoim najlepszym kumplem! Czuje się to już od samego początku. Jeżeli tylko masz już pewne pojęcie o jeździe to wyjdzie na to, że GSR'a można bardzo łatwo ogarnąć, jest ponadto przyjemnym w prowadzeniu motocyklem, który daje mnóstwo frajdy z każdego przejechanego metra.
tekst: Mateusz Miziołek
zdjęcia: Warszawska Grupa Twórcza
[
]( http://www.moto-magazyn.pl )