Superlicencje w Kubicę uderzą najmocniej
Trwa protest kierowców Formuły 1, którzy nie chcą się zgodzić na kolejną podwyżkę opłat za superlicencję. Do tej pory wykupiło ją tylko trzech zawodników, reszta nie ma zamiaru płacić.
Kierowcom nie podoba się, że Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA) znów chce podnieść cenę superlicencji, choć ta w ubiegłym sezonie wzrosła aż o 600 procent.
Prezes FIA Max Mosley tłumaczy, że te pieniądze idą na poprawę bezpieczeństwa zawodników. - Mam nadzieję, że wszyscy zrozumiecie, iż nasze stanowisko jest uczciwe, i zdecydujecie się na dalsze starty w mistrzostwach świata Formuły 1 - napisał Mosley w liście do kierowców. Ci jednak nie zamierzają przerywać protestu.
- Trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji - mówi Robert Kubica, w którego kolejna podwyżka uderzy najbardziej. Na superlicencję będzie musiał przeznaczyć blisko 6 procent swoich ubiegłorocznych dochodów. A to dlatego, że opłata jest ustalana dla każdego zawodnika indywidualnie, biorąc pod uwagę liczbę punktów zdobytych w poprzednim sezonie (im więcej, tym większa opłata).
- Czy dojdzie do strajku? Nie wiem... My jesteśmy gotowi do rozmów - mówi Kubica.
Jak wylicza "Super Express", polski kierowca na superlicencję będzie musiał przeznaczyć aż 5,6 procent swoich zarobków z 2008 roku. Dla porównania Kimi Raikkonen tylko 0,56 procent, czyli 10 razy mniej. Lewis Hamilton 0,86 procent, Nick Heidfeld 1,38 procent, a Felipe Massa 1,44 procent. Jak dobrze, że w sezonie 2009 Kubica będzie zarabiał znacznie więcej, niż 3 miliony euro (według niektórych źródeł nawet cztery razy więcej).
WP.PL/Super Express