Straciliśmy możliwość zmiany biegów
Po drugim etapie 35. Rajdu Dakar Pisco - Pisco długości 327 km (OS 242 km) powiedzieli:
Szymon Ruta (Toyota HiLux)
:
- Bardzo ciekawy OS - chyba jeszcze nie najtrudniejszy - z dużą liczbą wydm. Nigdzie się nie zakopaliśmy z czego jestem wyjątkowo zadowolony. Mieliśmy natomiast problemy techniczne z samochodem. Straciliśmy możliwość zmiany biegów. Początkowo redukcję wykonywałem wspólnie z pilotem; on operował jednym elementem, ja drugim i jakoś się to udawało. Później jednak i ta metoda przestała działać. Staraliśmy się rzadko zmieniać przełożenia wspomagając się narzędziami. To jednak również przestało działać i zostaliśmy na drugim biegu - na szczęście właśnie na drugim, gdyż dzięki temu mogliśmy ukończyć etap.
Łukasz Łaskawiec (Yamaha Raptor 700):
- Przejechałem drugi etap spokojnie, bez żadnych problemów, trzymając się planu, który założyłem sobie przed rajdem. Moja Yamaha spisuje się bez zarzutu. Odcinek był dość trudny, o czym świadczyły wypadki. Zaraz na początku odcinka widziałem płonący motocykl, mijałem też poprzewracane i kierowców, którym udzielano pomocy. Widziałem też zawodnika quadowego, który prawdopodobnie uszkodził sobie rękę.
Jakub Przygoński (KTM 450 Rally):
- To nie trudność trasy była główną przyczyną problemów niemalże całej czołówki, lecz bardzo skomplikowana nawigacja. Jechałem szybko za Paolo Goncalvesem, od razu zabłądziliśmy i krążyliśmy wokół way pointa. Duża strata, myślę że około 15 minut. Teraz będę musiał się bardzo mocno skupić by na kolejnych etapach nadrobić.
Marek Dąbrowski (KTM 450 Rally):
- Jechaliśmy po ciężkich wydmach z dużą liczbą nawiewek. To bardzo zdradliwe miejsca przykryte piachem, w których można zakopać przednie koło motocykla, co zazwyczaj skutkuje upadkiem. Pomyliłem się również nawigacyjnie. Przejechałem kilka wydm za dużo i pewnie bym miał większą stratę, gdyby nie helikopter organizatora. Pojechałem w tym samym kierunku, w którym on leciał, dalej podpytałem o trasę i wróciłem na właściwy szlak.
Jacek Czachor (KTM 450 Rally):
- Nie pamiętam jak wyglądało pierwsze 60 kilometrów trasy. Startowaliśmy w dużej grupie i był tak wielki kurz, że w zasadzie nie było widać po czym jedziemy. Cały czas wyprzedzaliśmy się nawzajem, w takich warunkach trudno jest nawigować. Kierowałem się mapką i wszystko się zgadzało, ale ze względu na słabą widoczność nie byłem tego w stanie zweryfikować. Nie była to jednak kosztowna pomyłka. Drugą połowę etapu pojechałem bezbłędnie.