Sport motorowy to przekraczanie granic
Sport to nie tylko walka z przeciwnikami, którą widzą kibice, ale też przekraczanie granic, która mogą wydawać się barierami nie do pokonania. Jeszcze bardziej widoczne jest to w sportach motorowych, gdzie zawodnik jest zależny nie tylko od pokonywania własnych słabości, ale też od maszyny, która ma mu posłużyć do zwycięstwa.
Niezależne od tego, czy mówimy o największych legendach sportu, czy o mniej znanych zawodnikach, każdy na drodze do sukcesu zmuszony jest na walkę nie tylko na torze, ale też podczas przygotowań do startu, przekraczając granice, które innym wydają się nie do pokonania. Jednym z takich kierowców jest Bartek Ostałowski, prawdopodobnie jedyny profesjonalny kierowca driftowy na świecie, który kieruje stopą. Pomimo wypadku, który dla niejednej osoby oznaczałby rezygnację z życiowych planów, Bartek nie zrezygnował ze swojej największej pasji, jaką są sporty motorowe.
Swoją przygodę ze ściganiem się za kierownicą samochodu Ostałowski zaczynał w amatorskich rajdach. Wypadek, który później miał miejsce, mógł wydawać się końcem marzeń o karierze profesjonalnego zawodnika. Nic bardziej mylnego. Bartek wrócił za kierownicę – najpierw drogowego auta, a następnie wyczynowego samochodu. Zawodnik wspierany przez firmę Castrol nie ukrywa, że nauka prowadzenia jedną stopą była trudnym zadaniem, ale największe wyzwania nie różnią od tych, z którymi spotykają się inni kierowcy – jak najlepszy występ w zawodach i odpowiedni samochód pozwalający na osiągnięcie sukcesu.
– Zrobiłem licencję wyścigową i przygotowałem samochód – opowiada o swojej karierze Ostałowski. – Uprawiałem wyścigi płaskie i rally cross. Drift jako nowa dyscyplina cieszył się popularnością medialną, dzięki czemu łatwiejsze było pozyskanie partnerów, a że było to coś, co naturalnie mi wychodziło, to zaczęło też sprawiać mi frajdę.
Sporty motorowe to ciągłe przekraczanie granic – czy to tych wyznaczanych przez własne możliwości, czy tych bardziej wymiernych oznaczających ciągłe poprawianie wyników. O tych drugich wszystko wie Grzegorz Staszewski, rekordzista Polski w wyścigach na 1/4 mili. Zaczynał on swoje stary w KJS-ach, ale szybko przekonał się, że jego światem są wyścigi „na ćwiartkę”. To tutaj mógł nie tylko realizować swoją pasję, ale też w pełni wykorzystać wiedzę dotyczącą mechaniki.
Jak sam Staszewski podkreśla, w wyścigach na 1/4 mili podoba mu się to, że posiadając odpowiednie umiejętności, można niewielkim kosztem przygotować bardzo szybkie auto, które w wyścigu pokona zdecydowanie droższe samochody. Startując w zawodach, w których liczy się konkretny czas na końcu prostej, Grzegorz dokładnie wie gdzie znajdują się granice, które chce przekroczyć. Pierwszą było osiągnięcie czasu poniżej 8 sekund i ustanowienie rekordu Polski. To się udało, a wyjątkowo wyśrubowany wynik Staszewskiego to 7,796. Kolejne bariery do pokonania dla polskiego konstruktora to najlepsze wyniki w Europie i na świecie.
W ten sposób każdy rekordowy występ to kolejne przesunięcie granic kierowcy i samochodu. Trzeba pamiętać, że Staszewski nie tylko zasiada za kierownicą swojego auta, ale też jest odpowiedzialny za jego modyfikacje. Samochód bazuje na Chevrolecie Corvette z 1978 roku, ale moc silnika V8 o pojemności 6,2 l pracującego na oleju Castrol wynosi teraz 1650 KM. Jest ona przenoszona za pośrednictwem 3-biegowej skrzyni automatycznej i dla lepszej trakcji trafia na cztery koła. W efekcie auto przyspiesza do 100 km/h w 1,4 s i osiąga 200 km/h w 4,4 s.
– Największe wyzwanie jest, gdy ścigam się z przeciwnikiem równym sobie, który dysponuje bardzo mocnym samochodem – tłumaczy Staszewski. – Wtedy auto trzeba mocno podkręcać i liczyć, że wytrzyma. Najważniejszy jest jednak czas reakcji, na żyletki z falstartem. Tak jak u sprinterów to właśnie liczy się najbardziej. Aby osiągnąć perfekcję trzeba przekraczać granice ludzkich możliwości.
Pokonywanie granic i przeciwności losu dotyczy nie tylko zawodowych sportowców, ale też amatorów i fanów motoryzacji. Jednym z nich jest Bartek Lenarth, który stracił wzrok w wieku trzech lat. Nie przeszkodziło mu to w skupieniu się na swojej pasji, jaką zostały samochody. Nauczył się nie tylko jeździć, ale też poznał tajniki mechaniki. Jak sam żartując mówi o swojej sytuacji – nie widzi przeszkód, aby realizować swoje marzenia.
Bartek Lenarth miał okazję zasiąść za kierownicą rajdowego Mitsubishi Lancera i zmierzyć się Kajetanem Kajetanowiczem, który podczas próby dla wyrównania szans miał zaklejony wizjer kasku. Okazało się, że Bartek był zaledwie o 3 sekundy wolniejszy od słynnego kierowcy rajdowego. Jednak nie to było najważniejsze. Liczyło się to, że Lenarth pokazał, iż dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych i dzięki ciężkiej pracy każdy może przełamywać bariery osiągając wyjątkowe wyniki.
Wiele o przekraczaniu granic może powiedzieć też Paweł Trela startujący w zawodach driftowych. Kierowca ten zdecydował się na zupełnie nietypowy samochód, który wymagał sporych modyfikacji, aby pozwalał na osiąganie sukcesów. Mimo obaw wielu osób udało się osiągnąć cel. Trela, podobnie jak wielu innych polskich zawodników, zaczynał od startów w KJS-ach i rajdach amatorskich. Potem przyszedł czas na drift i popularnego Nissana S13 200SX. Paweł sam dokonywał kolejnych modyfikacji swojego auta, ale jak zauważa – w pewnym momencie doszedł do punktu, w którym dalsze ulepszanie stało się praktycznie niemożliwe. Wtedy postanowił na stworzenie czegoś nowego, a do tego zupełnie nietypowego.
Za nową bazę posłużył Opel GT, samochód niespotykany w świecie driftu. Wszystko przez nietypowe dla takich samochodów zawieszenie, które bardziej przypomina to stosowane w bolidach Formuły 1. Z tego powodu samochód dużo trudniej kontrolować, ale, jak podkreśla Trela, jego potencjał jest dużo większy niż w przypadku Nissana. Oznacza to, że ten nietypowy wybór nie był dziełem przypadku, tylko przemyślanego planu przekroczenia kolejnej granicy, co ma przynieść sukces.
Pod maską driftowego Opla GT znajduje się 3-litrowy silnik, który w zależności od ustawień oferuje moc od 640 do 900 KM i maksymalny moment obrotowy od 780 do 1050 Nm. Zapewnienie, aby ten nietypowy zestaw zaczął pracować jak należy nie było proste i zajęło sporo czasu, ale w końcu wybór okazał się trafiony. Trela stwierdza, że również teraz, z perspektywy czasu uważa, iż to była dobra decyzja dająca spore możliwości.