Spokojnie, to tylko awaria
Mimo problemów z bolidem Kubica nie traci humoru i nadziei. To będzie dobry sezon Polaka.
Gdyby nie felerna skrzynia biegów, Robert Kubica (23 lata) zaliczyłby świetny start w Grand Prix Australii. Polski kierowca długo jechał na czwartym miejscu, ale ostatecznie pokonała go awaria. Kubica nie ukończył wyścigu, nie zdobył ani punktu, jednak nie jest załamany. Na przyszłość patrzy z dużym optymizmem.
B - Co się dokładnie stało? Przez długi czas jechał pan bardzo dobrze, a tu nagle awaria i wszystko przepadło...
- Przegrałem ze skrzynią biegów. Już na pierwszym okrążeniu zaczęły się problemy, ale mimo to udawało mi się jeszcze przez jakiś czas "wykręcać niezłe kółka". Niestety, nadszedł moment, w którym już nic nie dało się zrobić. Jechałem na "piątce" i na tym biegu utknąłem. Nie dało się go zmienić na żaden inny. Ani na wyższy, ani na niższy. To był koniec.
- Bardzo jest pan wściekły, że tak się to potoczyło?
- Miałem szansę na czwarte miejsce, a to byłoby fajnym wejściem w nowy sezon. Nie udało się, ale nie jestem przez to ani wściekły, ani zły. Problemy z tą skrzynią mamy od czterech miesięcy, więc to nie jest tak, że ten defekt totalnie mnie zaskoczył. Skoro coś się psuje od długiego czasu, to trzeba było brać pod uwagę, że może zawieść po raz kolejny. Pewnie, że chciałbym, aby nasi fachowcy jak najszybciej się z tym uporali, ale to już nie zależy ode mnie. Ważne, że kiedy bolid się nie psuje, to nie odstaję od czołówki. Mam dobre prędkości, dobre czasy... To niezły prognostyk na przyszłość.
- Na samym początku wyścigu Alonso trochę pana przyblokował.
- Start miałem dobry, ale na pierwszym zakręcie nie chciałem szarżować. Alonso też nie. To początek sezonu, nikt nie zamierzał ryzykować wszystkiego w pierwszych sekundach, każdy chciał dojechać do mety.