Specjaliści od bubli prawnych
Ponoć każdy jest w czymś dobry. Jedni umieją gotować, inni prać czy sprzątać. Jeszcze inni z braku laku zostają posłami. Niestety w wyniku prac tej ostatniej grupy, budżet państwa znów straci majątek. na szczęście pieniądze nie pójdą w błoto, tylko wrócą do naszych kieszeni.
O tym, że należy chronić rodzimy rynek wie każdy średnio inteligentny obywatel. Kiedy zatem wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, przedstawiciele władz ustalili podatek akcyzowy na importowane samochody. Miał on ograniczyć zalew Polski starymi złomami. Okazało się jednak, że przepis był bzdurny, napisany na kolanie i niezgodny z prawem unijnym. Efekt? Rząd polski ma z pieniędzy podatników, czyli naiwnych którzy go wybrali wierząc w slogany wyborcze, zwrócić nieprawnie pobrane pieniądze.
Obecnie mamy kolejną odsłonę pracy naszych fachowców. Zgodnie z ustawą z 20 stycznia 2005 r. o recyklingu pojazdów, polskie przepisy obligują do zapłacenia 500 zł tych, którzy sprowadzają do naszego kraju mniej niż tysiąc samochodów w ciągu roku. Od roku 2006 opłata recyklingowa w kwocie 500 zł jest pobierana przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a do jej zapłacenia zmuszony jest każdy, kto sprowadza samochód.
Do końca października 2009 r. wjechało do naszego kraju ponad 3,5 mln aut, co daje w sumie kwotę 1,7 mld zł, które zostały w kasie państwa. I nagle pojawia się informacja - pobieranie opłaty recyklingowej od aut jest niezgodne z unijnymi przepisami. Dokładniej z Dyrektywą nr 2000/53 WE, w sprawie pojazdów wycofywanych z eksploatacji. W myśl unijnych przepisów o demontaż pojazdów wycofywanych z eksploatacji powinni zadbać producenci lub importerzy nowych aut, czyli podmioty, które wprowadzają pojazdy na rynek.
Efektem tej radosnej twórczości rady mędrców może być konieczność zwrotu z podatków, pobranych od kierowców 1,7 mld złotych. Warto pamiętać. Nie każdy umie gotować, prać i być posłem.
Bogusław Korzeniowski