Sonik: quad jest jak koń, którego się boję
Zdobywca Pucharu Świata FIM w rajdach terenowych w kategorii quadów Rafał Sonik przyznał w rozmowie z PAP, że ten pojazd jest jak koń, a tego zwierzęcia od dziecka się boi.
Polska Agencja Prasowa: Czy quad to pana miłość od pierwszego wejrzenia?
Taką aktywność odziedziczył pan po rodzicach?
Być może, chociaż gdyby to rozpatrywać w kategoriach dosłownego odziedziczenia, to powinienem zdobyć Puchar Świata nie w rajdach terenowych, a w jeździectwie. Pradziadek był kawalerzystą, dziadek ułanem, a 76-letni ojciec Stanisław do tej pory jeździ konno.
I mimo tego nie zainteresował się pan tymi zwierzętami?
Mam być szczery? OK, tylko jak to powiem głośno, ludzie będą się ze mnie śmiali. Nie wiem dlaczego, ale od dziecka boję się koni i tego strachu nie mogę przełamać. A jestem tak pogruchotany, mam w sobie tyle żelaza, jakbym kilkadziesiąt razy spadał z konia.
Ma pan w sobie żelazo?
Liczne kontuzje, które towarzyszą tak ekstremalnemu sportowi, traktuję jako szkołę charakteru. Kiedy w 2006 roku w wyniku wypadku omal nie straciłem ręki, po kilku operacjach i mozolnej rehabilitacji znowu wsiadłem na quada. Miałem 28 śrub, które z upływem czasu wyciągano. Dziś zostało już tylko jedenaście.
To faktycznie jest wielka miłość, bo mimo bólu jaki zadaje, pan jest nadal zakochany.
Ja tę miłość spotkałem przypadkowo. W 1996, a może siódmym, pojechałem z kolegą do Francji, do Hyeres, miejscowości dobrze znanej żeglarzom z zawodów Pucharu Świata. Mieliśmy surfować na desce, ale wiatr był tak silny, że na wodę zejść się nie dało. Byliśmy - delikatnie mówiąc - mocno zdenerwowani. Pokonaliśmy dwa tysiące kilometrów i nici z pływania.
I wtedy odechciało się panu i wody, i deski
Nie tyle odechciało, co ta sytuacja spowodowała, że zacząłem myśleć, zastanawiać się, czy jest taki sport, który można uprawiać przez 365 dni w roku, bez względu na pogodę oraz inne uwarunkowania. I kiedy tak rozmyślałem, zobaczyłem w oddali człowieka na jakimś dziwnym pojeździe. Co to jest? - zapytałem kolegę. Motocykl na czterech kółkach? To jest quad - odpowiedział. Zadzwoniłem wtedy do znajomego w Krakowie, aby przygotował mi takiego quada.
Miłość od pierwszego spojrzenia
Tak to można określić, chociaż w pełnej okazałości okazała się po dwóch miesiącach, kiedy z domu w Woli Justowskiej gnałem nad zalew do Kryspinowa, prawie 10 km polnymi drogami, by tam z kolei żeglować. Od kolegi usłyszałem, że jeżdżę sportowo, a nie turystycznie i potrzebny mi jest inny quad, sportowy, z tylnym napędem, co wtedy było dla mnie niezrozumiałe. Ten pojazd, w którym odkryłem nowe możliwości, wessał mnie na dobre w 2000 roku, kiedy byłem w Bieszczadach.
I nie chciał pan wówczas chociażby spróbować galopować, mając już taką odwagę i doświadczenie z quadami?
Absolutnie! Na quadzie czułem się jak na koniu, bo siedzi się podobnie. Mogłem też pokonywać przeszkody. A pojazd karał mnie, gdy popełniałem błąd. Natomiast zwierzę ma swój świat i nie wszystko zależne jest od człowieka.
Za niespełna dwa miesiące rozpocznie się w Ameryce Południowej wyjątkowa impreza z afrykańską nazwą. Czym dla pana jest Rajd Dakar?
Fantastyczną imprezą, mimo rozlicznych trudności. Po dwóch tygodniach walki i przygód, kiedy wszyscy, którym udało się dojechać do mety mają już dość, nie chce mi się zsiadać z quada. Jestem gotów pokonywać kolejne setki kilometrów.
A psychicznie nie jest pan wypalony?
Wprost przeciwnie, zresetowany. Nie myślę o tym, jaki mamy rząd, dobry czy zły, jakie są notowania sondaży, czy prowadzi PiS, a może Palikot, czy w jakimś kraju doszło do puczu itd., itd. Ta wiedza nie jest mi do niczego potrzebna. Skupiam się tylko i wyłącznie na kierownicy, na drodze, na jeździe.
Jest pan sportowcem, ale też przedsiębiorcą, biznesmenem...
Przedsiębiorcą jestem od najmłodszych lat. Moja mama twierdzi, że pierwszy interes ubiłem zamieniając mały zabawkowy samochodzik na notes, który moim zdaniem był bardziej praktyczny. Z kolei słowo biznes niesie ze sobą negatywne skojarzenia. Wolę jak się mówi organiczny przedsiębiorca. Taki, który w swojej pracy najbardziej kocha tworzyć, kreować, pracować z ludźmi i dla ludzi.
I dlatego zorganizował pan w Krakowie aż trzydniową imprezę World Cup Event dla ponad tysiąca osób ze swego środowiska?
Tak, bo chciałem podziękować wszystkim osobom, które nie tylko w tym sezonie, ale w minionych latach pracowali na mój sukces, a także moich kolegów z Poland National Team.
Rozmawiał Janusz Kalinowski