Kapitan reprezentacji Polski Rafał Sonik, który po dziewięciu etapach 35. Rajdu Dakar zajmuje trzecie miejsce wśród quadowców przyznał, że nagle znalazł się na krawędzi rowu. Cudem uniknął upadku ze znacznej wysokości i... odbycia lotu śmigłowcem do szpitala.
- To są sytuacje, których nie lubię najbardziej. Kiedy czekałem na swoją kolej startu, byłem trochę przerażony. Potem miałem jedną sytuację, kiedy włosy stanęły mi dęba i podniosły kask - opisywał na mecie w Cordobie krakowianin poniedziałkowe zmagania.
Jazda przez las z pewnością nie jest tym, do czego przywykli rywalizujący w tej imprezie kierowcy. Dziewiąty etap, nie dość że najdłuższy ze wszystkich tegorocznych (całkowity dystans 852 km i 593 km odcinka specjalnego), okazał się również jednym z najniebezpieczniejszych.
- Po przeczytaniu opisu odcinka specjalnego byłem przerażony. Jadąc w kurzu, bardzo wąską trasą, nietrudno trafić na kamień, korzeń, czy rozpadlinę. Żeby jednak zrobić dobry wynik, trzeba było wyprzedzać. Na ostrym zakręcie, jadąc z góry, trochę za późno przewinąłem roadbook i w ostatniej chwili zobaczyłem tam dwa wykrzykniki. Tuż przede mną pojawiła się ogromna, głęboka na około cztery metry dziura. Gdybym jechał w kurzu po motocykliście, niemal na pewno bym tam wpadł. A wtedy to w dalszą drogę zabrałby mnie już chyba tylko helikopter - wspomniał SuperSonik, jak jest zwany w środowisku.
Kapitan Poland National Team podkreślił wielki dzień Łukasza Łaskawca, który sięgnął po etapowe zwycięstwo. - Dla mnie ten wyczyn jest tym bardziej cenny, że Łukasz, jak to mówimy w żargonie, nie jedzie "przez głowę", ale cały czas kontroluje swoją jazdę. Tego nie można powiedzieć o reprezentancie RPA, który odpadł z rywalizacji, bo gnał na wariata, opierając się na zasadzie, albo się uda, albo nie. W końcu się nie udało.
We wtorek kolumna kieruje się z powrotem na zachód, do brzegów Oceanu Spokojnego, ale nie opuści jeszcze terytorium Argentyny. Etap z Cordoby do La Rioja dla quadów i motorów zaplanowano na dystansie 636 km, z czego 357 stanowić będzie odcinek specjalny. Samochody i ciężarówki pokonają 632 km w tym 353 km oesu.
- Na pięć dni przed metą w Santiago de Chile emocje rosną, bo teraz każdy najmniejszy błąd może okazać się piekielnie kosztowny - zaakcentował Rafał Sonik.