Coraz ostrzejsze regulacje dotyczące emisji spalin, nieustannie rosnące ceny paliw oraz wzrastająca świadomość obywateli w zakresie konieczności dbania o środowisko naturalne sprawia, że spada zainteresowanie dużymi samochodami terenowo-rekreacyjnymi.
Chevrolet Captiva nie jest największym SUV-em na rynku, ale łatka niewielkiego mogłaby mu zostać przypięta wyłącznie za Oceanem. Jak napędzany na wszystkie koła Chevy spisuje się w polskich warunkach? Sprawdzamy to.
Za sprawą masywnej sylwetki Captiva sprawia wrażenie bardzo solidnej. Pod zderzakami znalazły się imitacje metalowych osłon podwozia, które sugerują, że produkowany w Korei Chevrolet nie boi się bezdroży. W przekonaniu utwierdzają plastikowe osłony zderzaków, błotników oraz progów. Dzięki nim lakier nie ulegnie zarysowaniu w trakcie przedzierania się przez łąkę z wysoką roślinnością.
Sport Utility Vehicles, czyli popularne SUV-y mają łączyć w sobie walory aut użytkowych z odrobiną sportowych genów. Nie zabrakło ich w Captivie. Wloty powietrza na błotnikach oraz dwie rury wydechowe sugerują że wysoko położona maska skrywa się potężny silnik.
Tym większym zaskoczenie towarzyszy uchyleniu jego pokrywy. Oczom obserwatorów ukazuje się „zaledwie”... dwulitrowy diesel! Turbodoładowana jednostka VCDi rozwija 150 KM oraz 320 Nm. Nieźle, ale trzeba pamiętać, że szesnastozaworowemu silnikowi przychodzi stawić czoła z siedmioosobowemu SUV-owi o masie 1770 kilogramów.
Potencjał jednostki napędowej jest również rozpraszany przez obecność napędu na wszystkie koła. Na szczęście w idealnych warunkach elektronika przekazuje moment obrotowy na przednią oś.
Niezależnie od decyzji otrzyma auto stojące na 18-calowych kołach, którego spory prześwit pozwala na pokonywanie nierówności i progów zwalniających „pełnym ogniem”. Niestety charakterystyka pracy zawieszenia nie zasługuje na słowa uznania. Na szybko pokonywanych zakrętach karoseria Captivy ma tendencję do przechylania się. Tym bardziej zaskakuje mocne wytrząsanie pasażerów i podskakiwanie samochodu na pojedynczych nierównościach.
W czasie letnich wojaży we znaki może się również dawać tapicerka ze skóry ekologicznej. Brak perforacji w materiale użytym do wyłożenia oparć sprawia, że w upalne dni pasażerowie wysiądą z samochodu ze spoconymi plecami. Nie pomoże nawet wydajna klimatyzacja. Poza wymienionymi niedogodnościami trudno narzekać na komfort podróżowania Captivą. Kierowca nie usłyszy skarg nawet od pasażerów z trzeciego rzędu.
Rozkładanych foteli w żadnym wypadku nie należy traktować w kategorii „awaryjnych”. Bez trudu ugoszczą pasażerów o wzroście 190 cm. Wszystko ma jednak swoją cenę. W tym wypadku kosztem jest zamiana bagażnika o pojemności 465 litrów w symboliczny schowek.
Kabina Chevroleta nie zachwyca przesadnie wyszukaną stylistyką. Prosty i rzeczowy kokpit zmontowano z materiałów średniej jakości. Za sprawą umiejętne dobranej kolorystyki wnętrze Captivy prezentuje się jednak elegancko. Kombinacja czarnych plastików z beżową skórą i drewnopodobnymi wstawkami mogłaby równie dobrze witać pasażerów limuzyny. Doskonałe wrażenie wywiera również standard wyposażenia Captivy w wersji LT High. Automatyczna klimatyzacja, podgrzewane fotele, komplet poduszek powietrznych oraz elektronicznych asystentów kierowcy, radio z ośmioma głośnikami i zmieniarką CD powinny zadowolić nawet najbardziej wybrednych.
Za niemal kompletnie wyposażoną Captivę przychodzi zapłacić 143 150 PLN. Po wzięciu pod uwagę, że mamy do czynienia z siedmioosobowym samochodem o zwiększonych możliwościach terenowych cenę można uznać za korzystną. Inwestycję odradzamy wyłącznie motoryzacyjnym ekstremistom. Captiva z dwulitrowym dieslem nigdy nie stanie się wyścigówką i pożeraczem zakrętów, zaś napęd na cztery koła służy przede wszystkim zwiększeniu bezpieczeństwa, a nie przeprawom przez dziewicze tereny. Do takich wyzwań koncern General Motors opracował inne pojazdy...
Łukasz Szewczyk