Samochody kiepskie na podryw. Robią kiepskie pierwsze wrażenie
Podrywy stają się łatwiejsze, gdy posiadasz odpowiedni samochód. My jednak postanowiliśmy przestrzec przed modelami, które tylko w tym przeszkodzą.
Natura poskąpiła ci urody, a twoją największą pasją jest wędkarstwo i warcaby w piątkowe popołudnia? Możesz mieć problem w znalezieniu partnera. Patrzymy na wygląd. Włóżcie między bajki teksty "liczy się wnętrze”. Samochód może nam pomóc i być jak dobrze skrócony garnitur. Podkreśli nasze najlepsze cechy i doda pewności siebie. Decydując się na konkretny model, uważajmy jednak na konsekwencje tego wyboru. Przedstawiamy auta, które utrudnią nam zrobienie dobrego pierwszego wrażenia.
Renault Thalia
Samochód dla specyficznej grupy odbiorców. Jeżeli spodziewasz się, że zatrzesz pierwsze złe wrażenie mocnym silnikiem, to jesteś w dużym błędzie. Auto oferowane tylko z anemicznymi jednostkami benzynowymi i oszczędnym, ale awaryjnym dieslem 1,5 dCi. Prowadzenie tego auta jest jak zostawanie w pracy po godzinach - to nieprzyjemny obowiązek. Przejdźmy do urody, a w zasadzie jej braku. Nadwozie wygląda, jak narysowane przez dziecko w przedszkolu i przypomina koszmar każdego, kto choć trochę lubi samochody. Na obronę dodajemy, że zostało dobrze zabezpieczone przed korozją. Najbardziej w oczy rzuca się "doczepiony" tył, który ostatecznie psuje już nie najlepszą bryłę nadwozia. Wnętrze wywołuje tyle emocji, co pojechanie z dziewczyną na sobotnie zakupy albo koszenie trawnika. Ponadto jest niechlujnie wykonane. Auto może jedynie pochwalić się funkcjonalnym nadwoziem i dużym bagażnikiem (506 l). Za ten "bolid dla działkowców" zapłacimy od 3 tys. zł do 25 tys. zł za 5-letni egzemplarz z polskiego salonu.
Suzuki Wagon R
Suzuki Wagon R kształtem przypomina lodówkę albo przenośną toaletę znaną z placu budowy lub festiwali. Pudełkowata karoseria ma tyle stylu, co niemiecka kuchnia. Ten samochód nie powstał po to, by robić wrażenie na przechodniach. Ma jednak inne zalety. Przestrzeń we wnętrzu robi wrażenie, a zasiadając na miejscu kierowcy lub z tyłu, rozumiemy czemu był podyktowany kształt nadwozia.
Samochodzik ma zaledwie 3,5 metra długości, ale oferuje 265 l pojemności bagażnika. Po złożeniu oparć mamy do dyspozycji aż 1084 l. Przyszła partnerka będzie zachwycona, bo zmieści tam nawet swoją dużą torbę podróżną. Materiały wykończeniowe są tanie, ale to typowo budżetowy pojazd i można mu to wybaczyć. Próbowanie szaleństw tym autem na zakrętach to proszenie się o kłopoty. Wysokie i wąskie nadwozie osadzone na miękkim zawieszeniu to nie za dobry zestaw do "atakowania" zakrętów w Bieszczadach. Nie przesadzajcie też z prędkością: skuteczność hamulców pozostawia trochę do życzenia. Mamy jednak dobrą wiadomość. Oferowane były tak słabe jednostki, że nie zdążymy się rozpędzić do wyższych prędkości. Za te tego "japończyka" zaprojektowanego za pomocą linijki przyjdzie nam zapłacić od 2 do 12 tys. zł.
Fiat Multipla
"Matko, jakie to brzydkie" – taką reakcję zna każdy właściciel Fiata Multipli. Wystarczyć wpisać frazę w wyszukiwarce "najbrzydsze auta świata”, by zdjęcie tej włoskiej "piękności" pojawiło się na ekranie. Reakcje przechodniów i naszych znajomych nie będą miłe. Kontrowersyjnie wyglądające nadwozie nie zachęcało, by tłumnie zamawiać ten model w salonie Fiata. Pomimo przeprowadzonego w 2004 roku liftingu (znacznie przeprojektowano przód nadwozia), niewiele się zmieniło. Już do końca produkcji ten model miał przypięta łatkę żartu w motoryzacyjnym świecie. Niesłusznie, bo ma mnóstwo zalet.
Oferuje funkcjonalne wnętrze. Jak tak nieduży rozmiar nadwozia (3,99 m długości), trudno narzekać na ilość miejsca wewnątrz. Multiplą możemy pojechać na wakacje nawet w sześć osób. Wszystkie fotele są niezależne i łatwo na nich zamontować foteliki dla dzieci. Co więcej, bez żadnych wyrzutów sumienia możemy przewozić tym autem całą rodzinę, która prawdopodobnie zostawi swoje czipsy, napoje i czekoladę na każdym elemencie wnętrza. Samochód jest w tani w zakupie i naprawach. Polecamy oszczędnego diesla 1,9 JTD albo prostą wersję benzynową o pojemności 1,6 – idealna dla instalacji gazowe. Ceny: od 2 tys. zł do 12 tys. zł za egzemplarz po liftingu.
Pontiac Aztek
Zadebiutował w 2000 roku i miał być skrzyżowaniem kilku typów aut. W efekcie ludzie stwierdzili, że nawet Multipla jest ładniejsza. Delikatnie mówiąc, projekt nadwozia nie był doskonały. Nie chcielibyśmy, by osoba odpowiedzialna za stylistykę nadwozia tego modelu, projektowała nam salon albo kuchnię. Ten model to efekt oszczędności GM, któremu zwyczajnie zabrakło pieniędzy na dokończenie tego auta – a miało potencjał. Rynek szybko jednak zweryfikował Azteka. W pierwszym roku sprzedano ok. 27 tys. egzemplarzy. Produkcje zakończono w 2005 roku. Powód: marginalna sprzedaż. Podobnie jak Multipla, to dobre auto, ale pokarane brzydką karoserią. Samochód był oparty o sprawdzone rozwiązanie.Napędzał go prosty, benzynowy silnik V6, który łączono z 4-biegowym automatem. Auto już w standardzie było bogato wyposażone m.in. w przednie i boczne poduszki powietrzne. Napęd na cztery koła pozwalał na zjazd z asfaltu.
Dzisiaj to prawdziwy biały kruk na polskim rynku. Spotkanie go na naszych drogach to trudniejsze zadanie, niż modeli bardziej egzotycznych marek. Pierwszą trudnością może być znalezienie w ogóle egzemplarza na rynku europejskim, dlatego lepiej go sprowadzić ze Stanów Zjednoczonych. Tam kupimy go już za równowartość 10 tys. zł.
SsangYong Rodius
Nazwa modelu pochodzi od połączenia dwóch słów: angielskiego "road" oznaczającego drogę oraz imienia greckiego boga Zeusa. W prostym tłumaczeniu nazwa "Rodius" oznacza "króla szos". Naprawdę? Raczej króla podziemnych parkingów albo leśnych zatoczek. Bardzo przepraszamy za poziom brzydoty w tym zestawieniu.
Auto produkowane jest od 2004 roku i od razu nazwano je następca Multiplii. Nie wiemy, czym projektant się inspirował. Przestrzegamy przed oglądaniem tego auta podczas jedzenia. Autorem stylistyki tego nadwozia jest Ken Greenley. Co ciekawe, to były szef wydziału projektowania w Królewskiej Akademii Sztuk w Londynie. Albo miał słabszy dzień, albo bryła tego nadwozia ma jakiś głębszy sens. Może to jakiś komentarz artystyczny, o którym nie mam pojęcia. W aucie pracowały silniki zapożyczone od Mercedesa – benzynowy 3,2 (220 KM) lub diesel 2,7 (165 KM). W drugiej generacji, dodano także 7-biegową skrzynię automatyczna niemieckiego producenta. Przód nadwozia nie wygląda tragicznie, szczególnie po liftingu przeprowadzonym w 2013 roku, jednak wystarczy już spojrzeć na profil i tył nadwozia, by zwątpić w ten samochód.
Nic tu do siebie nie pasuje. Dziwne boczne przetłoczenia i duży słupek nijak współgrający z tylną szybą. Patrząc z tyłu na Rodiusa, wygląda jakby miał wodogłowie. Sprzedaż była słaba, więc nie ma dużego wyboru na runku wtórnym. Ceny za posiadanie egzotycznego auta nie są wysokie, bo można go kupić już za 14 tys. zł. Jednak można też wydać nawet 140 tys. zł za nowy egzemplarz drugiej generacji.