Ryzykowne ładowanie
Lenistwo nie popłaca. Ta zasada sprawdza się również przy ładowaniu akumulatorów. Załatwienie sprawy „na skróty” może być zgubne i znacznie kosztowniejsze niż zakup nowego akumulatora.
Niesprawny akumulator to jedna z gorszych rzeczy, które mogą przytrafić się kierowcy. W takich warunkach wymontowywanie akumulatora i noszenie go do domu do podładowania jest wyjątkowo uciążliwe. Wielu kierowców trzymających auto w garażu lub na terenie zamkniętym zastanawia się pewnie, czy można podłączyć prostownik wprost na klemy akumulatora znajdującego się w komorze silnika, bez konieczności wyjmowania go. Nie tylko wygoda sugeruje takie rozwiązanie. Wyjęcie akumulatora z w miarę nowoczesnego auta oznacza zresetowanie komputera sterującego i być może konieczność interwencji serwisu (zwłaszcza gdy zamontowane są dodatkowe urządzenia, np. instalacja gazowa).
Tylko dla profesjonalistów
| [
]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/9253/ladowanie.jpeg',500,375) ) |
| --- | Odpowiedź na pytanie, czy można tak ładować, czy też nie, nie jest jednoznaczna. Jak twierdzi Włodzimierz Busz, szef jednego z warsztatów Bosch Service w Poznaniu, ładowanie akumulatorów podłączonych do instalacji samochodu jest możliwe i praktykowane, ale tylko z użyciem profesjonalnych prostowników. Takie urządzenia znajdują się jednak właściwie wyłącznie w dobrych serwisach, kosztują bowiem od kilku do kilkunastu tysięcy złotych.
Zwykłe prostowniki, dostępne w sklepach motoryzacyjnych, na stacjach benzynowych czy w hipermarketach, absolutnie nie nadają się do ładowania niewymontowanego z auta akumulatora. Dlaczego? Nie mają bowiem zabezpieczenia przeciwprzepięciowego. W trakcie ładowania dochodzi do dużych zakłóceń, tzw. pików napięciowych. Chwilowy wzrost napięcia może wynosić nawet kilkadziesiąt wolt.
Eksplozje i strzelające poduszki
Takie skoki napięcia mogą być zabójcze dla samochodowej elektroniki. Standardem w takich przypadkach jest rozprogramowanie komputera i uszkodzenie tzw. softu. Zdarzają się nawet wypadki eksplodowania wyświetlaczy komputerów pokładowych czy wystrzeliwania poduszek powietrznych.
Koszty takiego „wygodnego” ładowania mogą być więc znacznie większe niż cena zakupu nowego akumulatora.
Inna sprawa, że przy prawidłowej eksploatacji auta nie ma konieczności doładowywania akumulatora. Markowy powinien wytrzymać od 4 do nawet 6 lat. Jeśli po kilkunastu latach akumulator nas w końcu zawiedzie, to zazwyczaj ładowanie pomoże tylko na chwilę, bo bateria nadaje się już tylko do wymiany. No chyba że eksploatujemy auto jedynie na krótkich odcinkach (3-5 km) i do tego w mieście. Zimą, w warunkach zwiększonego zapotrzebowania na prąd (wentylator, ogrzewanie tylnej szyby, światła), akumulator jest stale niedoładowany i przy większych mrozach po prostu zawodzi. W takich sytuacjach profilaktyczne podładowywanie (raz lub dwa razy w ciągu zimy) z pewnością jest wskazane.
Autor: Maciej Krzywoszyński