Rusza nowy sezon Formuły 1
Niedzielną GP Australii rozpoczyna się wielkie ściganie w Formule 1 Fascynacja zmianami. Na antypodach rusza sezon F1 i już tradycyjnie stawia się pod znakiem zapytania przyszłość wyścigu w Melbourne. W ubiegłym roku impreza przyniosła deficyt w wysokości 35 mln dolarów australijskich – pisze Sport.
Kontrakt Australian Grand Prix Corporation wygasa w 2010 roku i Bernie Ecclestone grozi, że nie przedłuży umowy, czyli Australia wypadnie z kalendarza.
To typowa gra Berniego z każdym organizatorem Grand Prix, któremu kończy się kontrakt. Bernie stawia wygórowane żądania – domaga się wyższej opłaty, albo modernizacji toru. Tym razem kartą przetargową szefa FOM jest oświetlenie trasy w Parku Alberta. Modne stają się nocne wyścigi, skopiowane z NASCAR. Geografia F1 przesuwa się na wschód, ale najważniejszą publicznością pozostają europejscy telewidzowie.
Stacje na Starym Kontynencie płacą przecież najwyższe kwoty za transmisje. Przoduje RTL, które przekazuje do kasy FOM 125 mln euro rocznie. Niemieccy telewidzowie w większej liczbie obejrzeliby transmisję o jakiejś przyzwoitej porze, a nie o 5.30 rano.
Singapur jako pierwszy oświetli w tym roku tor, przesuwając godzinę rozpoczęcia wyścigu na 20.00 – 14.00 w naszej strefie czasowej. Australijczycy wycenili koszt instalacji oświetlenia w Melbourne na 60 mln dolarów. Twierdzą, że to za wysoka kwota i nie pójdą na takie rozwiązanie. Samo przygotowanie trasy ulicznej w Albert Park pochłania 26 mln. Z drugiej strony impreza przynosi lokalnej gospodarce zyski szacowane na 135 mln, z czego 16 mln wpływa do rządowej kasy z tytułu podatków.
Rozwiązaniem byłoby przeniesienie wyścigu na stały autodrom, gdzie można znacznie taniej zorganizować Grand Prix. W tej części Australii nie ma jednak stosownego obiektu. Sandown International Raceway położony 25 km od Melbourne, pochodzi z lat 60-tych i nie chcą tam jeździć już nawet V8 Supercars. Ich rundę Sandown 500 przeniesiono w tym roku na Phillip Island – świetny tor, ale dla motocykli, zbyt szybki i niebezpieczny dla F1.
Teamy i kierowcy bardzo lubią Melbourne, co akurat nie ma żadnego znaczenia dla biznesów Ecclestone’a. Poza tym obecny trend to przenoszenie wyścigów z autodromów położonych w odludnych miejscach – właśnie do wielkich metropolii.
Drugą nową imprezą obok Singapuru, będzie w tym roku Walencja. Francuska runda żegna Magny-Cours i według marzeń Ecclestone’a, miałaby zostać ulokowana na przedmieściach Paryża. Kolejny temat to Londyn zamiast Silverstone. Po co ściągać publiczność na tory, skoro można przenieść wyścigi do miast, na dodatek przeprowadzając je w bardziej widowiskowej scenerii. Według takiego schematu doczekamy się w 2009 roku nowej rundy na ulicach Abu Zabi. Czekają w kolejce Indie i Rosja. Niedługo pewnie zapomnimy o staroświeckich Monzy, Nuerburgringu, Spa.
W Formule 1 fascynujące są nieustanne zmiany. Dotyczy to również regulaminu, według którego budowane są samochody. W tym roku mamy kolejne nowości techniczne – zlikwidowano elektroniczne pomoce dla kierowcy, łącznie z kontrolą trakcji, wprowadzono konieczność używania wytrzymalszych skrzyń biegów, które posłużą w czterech wyścigowych weekendach.
Do zbiorników trafi modne biopaliwo – na razie stanowiące 5,75 procent mieszanki. Teoretycznie samochody powinny jeździć wolniej, ale na testach już pobito ubiegłoroczne czasy. Mimo regulaminowych ograniczeń, F1 to przecież stały postęp.
Janusz Śmiłowski/Sport