Robert Kubica ma sobowtóra!
Uwaga łódzcy kierowcy! Nie dziwcie się, gdy wyprzedzi was na ulicy samochód z... Robertem Kubicą za kierownicą. To urodzony w Pabianicach Marcin Maszewski - jego sobowtór. Jest łudząco podobny do polskiej gwiazdy Formuły 1 i też rozdał już setki autografów.
Pabianiczanin Marcin Miszewski kilka dni temu niczym Robert Kubica szalał na torze kartingowym w Rzgowie. W wyścigowym bolidzie z zawrotną prędkością 40 km/h gnał po 240-metrowym torze. Marcina, oprócz fizycznego podobieństwa, np. kształtu twarzy, fryzury i sylwetki, łączy z Robertem to, że obaj są zawodowymi sportowcami. Kubica, wiadomo, ściga się bolidami, a Miszewski, to tenisista stołowy. Trzykrotnie zdobył tytuł mistrza woj. łódzkiego (w klasie seniorów), w 1998 zajął drugie miejsce na Międzynarodowych Mistrzostwach Polski, a w 2001 został młodzieżowym wicemistrzem Polski.
Marcin Miszewski vel Robert Kubica, w okolice Łodzi, a konkretnie do Pabianic i pobliskich Świątnik, zagląda kilka razy do roku, bo tu mieszkają jego rodzice, rodzeństwo i znajomi. Przez dziewięć lat trenował w klubie PKT Pabianice, potem w SKS 40 Warszawa. Od czterech lat mieszka i gra w Niemczech - najpierw w TTC Altena, a obecnie w ASV Grunwettersbach.
- Do prawdziwego toru wyścigowego Hockenheim mam tylko 40 km, ale prawdę mówiąc, nigdy tam nie byłem, bo bardziej interesuje mnie piłka nożna - śmieje się sobowtór Kubicy. - Oczywiście jestem fanem Roberta. I jako sportowiec, i jako Polak. Mam niezłą frajdę, gdy ktoś myli mnie z prawdziwym mistrzem, prosi o autograf albo chce, żebym pozował z nim do zdjęć.
Marcin Miszewski wielokrotnie musiał tłumaczyć rozemocjonowanym przechodniom, że jest... Marcinem Miszewskim, a nie Robertem Kubicą. Mimo to wiele osób nadal twierdzi, że ściskało dłoń prawdziwego mistrza, a jego autograf przechowuje jak bezcenny skarb.
- W zeszłym roku w Kościerzynie pracowałem na obozie sportowym jako trener - wspomina pabianiczanin. - Siedziałem w stołówce, gdy do środka weszła grupa nastolatków. Na mój widok stanęli jak wryci, pokazywali mnie palcami, chichotali i tak przez kilka minut. Wreszcie zaczęli skandować "Robert Kubica, Robert Kubica!". Ogarnął ich amok. Dopadli do mnie i zaczęli prosić o autografy. Tłumaczyłem, że jestem tylko do niego podobny, ale mi... nie uwierzyli!
Mimo narastających wątpliwości co do tożsamości obiektu ich westchnień, lekko zadurzone dziewczyny... namalowały mu kilka laurek.
- Robert, gdzie masz czapkę BMW? - krzyczał na widok Marcina jeden z chłopców.
- Kiedy wieczorem spotkali mnie w pubie, gdy siedziałem ze znajomymi przy piwie, byli oburzeni - śmieje się tenisista. - Krzyczą "jak to, kierowca, a piwo pije!"
Podobno producenci popularnego show "Taniec z gwiazdami" kilkakrotnie zapraszali prawdziwego Roberta Kubicę do programu. Bezskutecznie.
- Gdybym ja dostał taką propozycję, nie odmówiłbym - zapewnia sobowtór mistrza. - Miałbym wreszcie okazję nauczyć się dobrze tańczyć, a gdyby moją nauczycielką była Edyta Herbuś albo Aneta Piotrowska, to byłoby już całkiem miło...
_ Agnieszka Gospodarczyk/Express Ilustrowany _