Rekordy, dopalacze i niecodzienne rozwiązania
Wydawać się może, że "dopalacze" podnoszące możliwości uzyskania wyników, to domena naszych czasów. Tymczasem w technice motoryzacji takie ponadprzeciętne wspomaganie osiągów to rzecz normalna.
Jeszcze na początku motoryzacji wszystko szło naturalnym torem i wygrywali najlepsi, a raczej najlepsze maszyny. Przykładem tej sportowo-technicznej walki jest Belg Camille Jenatzy i Francuz hr. de Chasseloup-Laubat.
Zaczęło się w grudniu 1898 r.,gdy hrabia de Chasseloup-Laubat sprawdzając możliwości swojego elektrycznego pojazdu uzyskał przejazd jednego kilometra ze startu lotnego z prędkością 63 km/h. O jego rekordzie stało się głośno w całej Europie. Gdy usłyszał o tym Camille Jenatzy, także zajmujący się produkcją modeli elektrycznych, postanowił on poznać hrabiego i porównać wytwarzane wyroby. Tak rozpoczęła się pierwsza wielka motoryzacyjna rywalizacja.
Kiedy obydwa samochody stanęły obok siebie, kierowcy wylosowali kto pierwszy ruszy celem pobicia rekordu i los wypadł na Belga. Po przejeździe trasy okazało się iż rekord 63 km/h jest już nieważny i nowym mistrzem prędkości został Jenatzy uzyskując prędkość 66 km/h. Tytułem cieszył się jednak niedługo. Gdy na trasę ruszył Francuz, po kolejnych pięciu minutach okazało się, że rekord Belga został pobity. Maksymalna prędkość została ustalona na 70 km/h.
Ambitny Belg nie mogąc pogodzić się z porażką kilka dni później ponownie stanął na starcie i podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej, uzyskując prędkość 80 km/h. Hrabia nie każe na sibie długo czekać i już wiosną 1899 r. dokonuje jazd, rejestrując jeszcze lepszy wynik - 93 km/h. W tamtym czasie jest to granica możliwości ludzi i maszyn i niewielu wierzy aby możliwe było pokonanie prędkości 100 km/h. Jednym z nielicznych jest jednak Camille Jenatzy.
Pod koniec kwietnia na drodze pod Acheres, gdzie odbywały się wszystkie jazdy testowe, pojawia się z nietypowym modelem "La Jamais Contente" (Zawsze Niezadowolona). Model był o tyle nietypowy, że nie wyglądał jak tradycyjne automobil. Był on wykonanym w formie cygara aerodynamicznym bolidem przypominającym, jak wówczas pisano "pocisk na kołach".
Jenatzy otoczony tłumem gapiów, między którymi był jego nowy przyjaciel hrabia de Chasseloup-Laubat , czeka na sygnał o gotowości sędziów i rusza. Dwa silniki elektryczne napędzające wehikuł generując moc 100 KM rozpędzają model coraz szybciej, szybciej.Po dojeździe do mety okazuje się, że pojazd przekroczył barierę 100 km/h. Belg jechał ze średnią prędkością 106 km/h.
Kiedy kilkakrotnie oglądałem odrestaurowany pojazd belgijskiego mistrza, zawsze zastanawiałem się, jak tym modelem można było jechać z tak dużą prędkością. "Aerodynamiczna bryła" w formie cygara była bowiem zamontowana na mającej wielki opór powietrza, wysokiej ramie z wąskimi kołami. Zważywszy na fakt niewielkiego rozstawu kół i wysoko umieszczony środek ciężkości, jakikolwiek gwałtowny ruch kierownicą skończyłby się wywrotką.
Kolejny charakterystyczny model zobaczymy w Turynie w Muzeum Automobilizmu. Na ekspozycji stoi tam czerwona "wyścigówka" z białym napisem FIAT. Model ten przeszedł do historii jednak nie tylko dlatego, że zdobył rekord świata (w roku 1924 uzyskał prędkość 234 km/h). Obok modelu nie można przejść obojętnie, gdyż uchylona maska odsłania ogromny silnik.
Historia modelu zaczęła się w roku 1908 kiedy FIAT wyprodukował wyścigówkę S.B.4. Pojazd ten o rozstawie osi 243 cm i długości 356 cm wyposażony był w silnik o pojemności 18 140 ccm, który generował moc 175 KM. Jednym z kierowców wyścigowych jeżdżących tym pojazdem był anglik John Duft. Nieco później zastąpił go Ernest Eldridge. Założył on jednak, że silnik mający 18 litrów to za mało i udało mu się zdobyć 21,7-litrowy, sześciocylindrowy silnik z samolotu.
Przy obecnych konstrukcjach w których zakłada się, iż wzrost pojemności jednego cylindra powyżej 500 ccm jest nieuzasadniony z powodu strat, silnik mający pojemność jednego cylindra na poziomie 3,5 litra jawi się jako koszmar. Jednak w czasie gdy moc utożsamiano jedynie z wielkością silnika, ogromna jednostka wydawała się kluczem do sukcesu.
Tak też było w rzeczywistości. Mający po modernizacjach moc 320 KM, Fiat był prawdziwym potworem drogowym. Jak mówi legenda do wykorzystania tak dużego silnika rama nośna S.B.4 była zbyt mała, więc Eldridge wykorzystał elementy konstrukcji ramowych autobusów z Londynu. Jednakże pomijając legendę fakty są trzy: pierwszy to większe nadwozie niż w oryginale (rozstaw osi 346 cm, długość 509 cm), drugi to hałas jaki dobywał się samochodu, przez co zyskał przydomek diabelski (nazwano go Mefistofeles), trzeci zaś to przekroczenie prędkości 234 km/h i zdobycie w lipcu 1924 r. rekordu świata.
Obecnie nadal mamy walkę o coraz mocniejsze silniki. Tyle tylko, że moc rzędu 300 KM jest w samochodach seryjnych. Do bicia rekordów wykorzystywane są silniki rakietowe. Kolejny model, który warto zobaczyć można znaleźć w muzeum w Sinsheim w Niemczech. Stoi tam na podwyższeniu niebieska rakieta na kołach. Pojazdem tym (noszącym nazwę Blue Flame, czyli niebieski płomień) w roku 1970, Amerykanin Gary Gabelich przekroczył prędkość 1000 km/h. Próba odbywała się na dnie słonego jeziora w stanie Utah w USA.
A ile wynosi aktualny rekord prędkości na lądzie? 15 października 1997 r., Brytyjczyk Andy Green prowadząc pojazd o nazwie Thrust SSC (SuperSonic Car) na pustyni Black Rock w Newadzie, na dystansie 1609 metrów osiągnął prędkość 1227,985 km/h. Jego samochód wyposażony w dwa silniki odrzutowe Rolls Royce Spey 206 można oglądać w Muzeum Transportu w Coventry w Wielkiej Brytanii.
Bogusław Korzeniowski