Reflektory LED: droga na oświetleniowy szczyt
Jeszcze niedawno za szczyt nowoczesności uchodziły reflektory biksenonowe, jednak ich kariera powoli dobiega końca. Dziś nowe modele aut coraz częściej wyposażane są w reflektory LED.
LED to skrót od angielskiej nazwy "light emitting diode", po polsku dioda elektroluminescencyjna – element półprzewodnikowy, który emituje światło, gdy przepływa przez niego prąd. Jego serce stanowi umieszczona wewnątrz przejrzystej obudowy płytka kryształu – to właśnie ona świeci. Co ciekawe, diody LED mogą wytwarzać jedynie światło monochromatyczne o konkretnym, "czystym" kolorze – czerwone, żółte, zielone, niebieskie itd. Światło białe uzyskuje się mieszając kolory podstawowe (czerwony, zielony i niebieski) lub – najczęściej – za pośrednictwem luminoforu, czyli substancji, która oświetlona np. światłem niebieskim czy ultrafioletowym sama świeci światłem białym.
Zjawisko elektroluminescencji półprzewodników odkrył w 1907 r. H. J. Round z Laboratoriów Marconiego, a pierwszą diodę świecącą zbudował Rosjanin Oleg Łosiew w roku 1927. Pierwsze diody LED do zastosowań specjalnych pojawiły się jednak dopiero w roku 1962. Na rynek konsumencki diody świecące trafiły dopiero w latach 70. Były jeszcze malutkie, delikatne, słabe i drogie – jedynie wizjonerzy wierzyli, że rozwój pozwoli kiedyś wykorzystać je do oświetlenia. Prawdziwa rewolucja LED nadeszła dopiero w drugiej dekadzie XXI wieku, gdy opracowano wyrafinowane półprzewodniki, pozwalające uzyskać dużą siłę światła i metody uzyskiwania światła białego, a masowa produkcja umożliwiła spadek cen do poziomu akceptowalnego przez konsumentów – ruszył samonapędzający się mechanizm.
Diody świecące w motoryzacji trafiły najpierw na tablice przyrządów, jako kolorowe kontrolki kierunkowskazów, świateł mijania czy hamulca ręcznego. Gdy pojawiły się mocne diody czerwone, zyskały zastosowanie w dodatkowych, górnych światłach stopu. W tej roli istotna jest ich ogromna zaleta – zaświecają się znacznie szybciej niż rozżarza się włókno żarówki, dając w ten sposób jadącemu z tyłu kierowcy więcej czasu na reakcję. Inna zaleta, praktycznie nieograniczona trwałość, sprawiła, że najszybciej rozpowszechniły się w pojazdach użytkowych – ciężarówkach i autobusach, jako światła stopu, pozycyjne i kierunkowskazy. Ich użytkownicy byli gotowi zapłacić nieco większą cenę, którą z nawiązką rekompensuje brak przestojów związanych z wymianą żarówek.
Potem diody LED upowszechniły się też w autach osobowych. Mikroskopijne rozmiary i bardzo mały pobór prądu przez diody otworzyły przed konstruktorami zupełnie nowe możliwości – można było praktycznie dowolnie kształtować światła stop czy kierunkowskazy albo tworzyć efektowne kierunkowskazy sekwencyjne. Gdy pojawiły się diody świecące światłem białym, ich wykorzystanie w samochodowych reflektorach było już tylko kwestią czasu. Producentów kusiły oczywiste zalety diod elektroluminescencyjnych – trwałość wielokrotnie przewyższająca żywotność żarówek czy lamp ksenonowych, niewrażliwość na wstrząsy i wibracje, a także niewielkie wymiary, dające projektantom bezprecedensową swobodę w tworzeniu nadwozi, bez ograniczeń stwarzanych przez tradycyjne odbłyśniki. Początkowo jednak stosunkowo niewielka siła światła wczesnych białych LED-ów umożliwiała jedynie ich użycie jako świateł do jazdy dziennej czy pozycyjnych.
Wreszcie jednak skonstruowano białe diody o sile światła wymaganej do zastosowania w światłach mijania i drogowych. Reflektory LED w samochodzie osobowym zainstalowano fabrycznie po raz pierwszy w 2006 r. w Lexusie LS 600h, zaś pełne tego typu światła znalazły zastosowanie dwa lata później w Audi R8. Dziś całkowicie półprzewodnikowe lampy przednie stają się już standardem, stanowiąc fabryczne wyposażenie coraz większej liczby nowych modeli samochodów.
Źródło: Mototarget.pl
ll/Wirtualna Polska