Rajd Dakar: Peru pożegnało uczestników imprezy
W środę uczestnicy rajdu przekroczyli granicę Peru i wjechali do Chile. Metą piątego etapu jest Arica.
Pierwotnie, od 1979 roku, trasa rajdu wiodła z Paryża do Dakaru w Senegalu, z przeprawą promową przez Morze Śródziemne. Jednak ze względu na różne czynniki, w tym zawirowania polityczne, wyścig zmieniał lokalizację zarówno startu jak i mety. Po raz ostatni impreza kończyła się w Dakarze w 2001 roku.
Osiem lat później po raz pierwszy zorganizowano ją poza Europą i Afryką - w Argentynie i Chile, ale jej nazwa pozostała. W 2012 roku do tych dwóch państw dołączyło Peru.
- Mieszkańcy Peru są dumni, że na ich ziemi prowadzi trasa niesłychanie popularnego i cenionego w sportowym światku rajdu, w którym udział biorą sławni kierowcy, ale też ci nikomu nieznani. Cieszą się, że ta impreza jest dobrą promocją ich kraju, że dzięki niej miliony ludzi na wszystkich kontynentach usłyszało o Pisco, Nazca czy Arequipie - powiedział Latoszek.
Jak podkreślił, zainteresowanie tegoroczną imprezą było ogromne, jeszcze większe niż rok temu. Na starcie w Limie i wzdłuż trasy pierwszego etapu naliczono milion ludzi. Publiczność towarzyszyła uczestnikom rajdu wszędzie: na rozpoczęciu, dojazdówkach, oesach oraz mecie. Na inaugurację pofatygował się nawet prezydent Peru Ollanta Humala, a kilka stacji telewizyjnych nadawało transmisję na żywo.
Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji, kiedy do portu w Limie dopływały statki wiozące samochody, ludzie stali wzdłuż trasy prowadzącej na biwakowe miejsce, pozdrawiali, machali i żywiołowo dopingowali kierowców, pilotowanych przez policję. Nad głowami tłumów często powiewały biało-czerwone flagi.
- W Limie i okolicy mieszka około tysiąca naszych rodaków i osób związanych różnymi więzami z Polską. Są dwa zasadnicze pokolenia, starsze i młodsze. Sporo Peruwiańczyków studiowało w Warszawie, Krakowie czy innych miastach i powróciło do swej ojczyzny z polskimi żonami. Przeważnie nie znają nazwisk naszych czołowych sportowców, z wyjątkiem piłki nożnej, ale z całego serca kibicują każdemu zawodnikowi, który jest Polakiem. Nie wiedzą może, kto to jest Adam Małysz czy Krzysztof Hołowczyc, ale ich dopingują - wspomniał Latoszek.
- Jak tylko usłyszą polską mowę, od razu pada +zarzut+, że nasi piłkarze 'dobili' ich drużynę w mistrzostwach świata w 1982 roku. Wprawdzie jest to dla Peruwiańczyków smutne wydarzenie, to jednak wyrażają się z wielkim szacunkiem o polskich piłkarzach. Najczęściej wymieniają nazwisko Grzegorza Laty - dodał charge d'affaires.
Ostatni raz Peruwiańczycy grali na mundialu właśnie w 1982 roku. Na boiskach Hiszpanii zremisowali z Włochami i Kamerunem oraz ulegli wysoko (1:5) Polsce i musieli pożegnać się z turniejem już po fazie grupowej.
Jedną z najbardziej usportowionych rodzin mieszkających w Limie są państwo Kralewscy de Canchaya - urodzona w Ostrowie Wielkopolskim Maria i rodowity Peruwiańczyk Anibal oraz ich synowie Pedro, Paweł i Alexander, którzy uprawiają m.in. karate, snowboard, tenis, squash, rafting, surfing, koszykówkę, paragliding.
- Z żalem żegnamy wszystkich Polaków, którzy biorą udział w Rajdzie Dakar. Szkoda, że muszą opuszczać Peru. Cała moja rodzina życzy im powodzenia i osiągnięcia mety w stolicy Chile. Współczujemy panu Hołowczycowi, który z powodu wypadku trafił do szpitala w Limie. Ma tu bardzo dobrą opiekę, ale... byłoby oczywiście lepiej, gdybyśmy mogli mu kibicować na trasie - powiedziała Maria Kralewska de Canchaya Sinchi Misk'i Mamay (w języku Keczua znaczy: najsłodsza ze wszystkich mam), która jest licencjonowanym przewodnikiem Ministerstwa Turystyki Peru.