Rajd Dakar: nowa rola Sonika po wypadku
Już na pierwszym etapie tegorocznego Rajdu Dakar przeżył niezwykle groźny wypadek. Mocno poturbowany i z poważnie uszkodzonym quadem musiał wycofać się z rywalizacji. Mimo to, Rafał Sonik pozostał z ekipą Orlen Teamu. Jadąc samochodem assistance poznaje rajd z innej strony. Dokonuje licznych obserwacji, pomaga kolegom i... wciela się w rolę dziennikarza, przeprowadzając wywiady z dotychczasowymi rywalami.
Na pierwszym etapie rajdu Sonik na przemian z Josefem Machaczkiem prowadził w stawce quadów. Na 176. kilometrze czyli na 17 kilometrów od mety odcinka Victoria – Cordoba uległ jednak groźnemu wypadkowi.
Zawodnik Orlen Teamu wpadł na zakręcie w poślizg i uderzył w głaz, leżący na środku trasy. W wyniku groźnej wywrotki doznał poważnych obrażeń - początkowo podejrzewano u niego nawet złamanie ręki. Ciężko uszkodzony został również jego quad. W efekcie Polak musiał podjąć decyzję o wycofaniu z rajdu.
- Kilka minut po wypadku, kiedy minął pierwszy szok, okazało się, że moja dłoń jest całkowicie niesprawna. Zablokowało mi również lewą nogę, której nie byłem w stanie zgiąć na wysokości biodra. Z kolei quad miał urwane lewe przednie koło i nawigację – opowiada nam Sonik.
- Dopiero po upływie 10-15 minut po wypadku uświadomiłem sobie, że to koniec. Choć tak naprawdę dochodziło to do mnie jeszcze przez dobrych kilka godzin, bo zaraz po moim wypadku zaczęły się burze. Spowodowały one, że helikopter, który po mnie przyleciał, przez 6-7 godzin nie mógł wystartować – wspomina.
Okazało się, że hospitalizacja nie jest konieczna. W tej sytuacji Sonik postanowił cierpliwie znosić ból i jechać dalej w samochodzie assistance, żeby poznawać rajd z innej strony.
- Po wypadku byłem pełen bardzo ponurych myśli, że będę musiał leżeć gdzieś w szpitalu w Argentynie albo, że zostanę odesłany do szpitala w Polsce. Na szczęście okazało się, że choć upadek był bolesny, a wypadek wyglądał niesamowicie groźnie, to udało mi się na tyle doprowadzić do porządku, żeby tu zostać – cieszy się quadowiec.
Jak sam przyznaje, po dziesięciu dniach od wypadku czuje się nieco lepiej. – Wciąż jednak odczuwam bardzo mocny ból w prawym kolanie, w lewym udzie, w lewym barku i przede wszystkim w lewej dłoni – zaznacza.
Żeby w pełni wyleczyć skutki wypadku potrzeba 4-8 tygodni. Dopiero wtedy sześciokrotny mistrz Polski w Enduro i Motocrossie quadów będzie mógł wznowić treningi.
Wciąż obecny na Rajdzie Dakar 2011 Sonik dostrzega pozytywy w tym, że jedzie w samochodzie assistance.
– Po pierwsze cały czas mam kontakt z naszym fizjoterapeutą Stasiem, dzięki czemu możemy przyspieszać proces gojenia i zacząć pomalutku rehabilitować to, co się da. Po drugie mogę przyjrzeć się pracy wielu znakomitych serwisów, doświadczonych ludzi, mechaników, zespołów, które dbają o pojazdy dakarowe – wylicza Polak, zaznaczając, że wiedzę tę wykorzysta w przygotowaniach do następnych rajdów.
44-letni quadowiec służy też pomocą innym zawodnikom Orlen Teamu, którzy z racji tego, że biorą udział w zawodach, nie mogą czynić zbyt wielu obserwacji poza trasą.
– Dlatego dzielę się swoimi spostrzeżeniami, które mam z biwaku, serwisów i warsztatów. Oczywiście uczę się też od nich. Codziennie wszyscy się widujemy. Z „Hołkiem” rozmawiamy na temat jego taktyki. Konsultujemy też plany na dalszą część rajdu i na najbliższy sezon – mówi „Supersonic”.
Jeden ze współzałożycieli Polskiego Stowarzyszenia Czterokołowców – ATV Polska spędza też czas na rozmowach z zagranicznymi zawodnikami, z którymi złapał dobry kontakt.
– Wcześniej nasze relacje sprowadzały się właściwie do „cześć - cześć”. Teraz nie jestem dla nich bezpośrednim konkurentem, więc mogę poświęcić trochę czasu na przepytywanie różnych zawodników. To daje nowe i bezcenne doświadczenie – przekonuje.
Co ciekawe, Rafał Sonik w tegorocznej edycji Rajdu Dakar wciela się też w rolę... dziennikarza. Na oficjalnym kanale quadowca w serwisie Youtube.com dostępne są wywiady video, jakie przeprowadza z zawodnikami np. z Argentyńczykiem Nicolasem Mangiantinim, Czechem Josefem Machackiem, Łukaszem Łaskawcem. Rozmawiał też z Argentyńczykami Alejandro Patronellim i Jorge Santamariną.
- Chciałbym w jakiś sposób przyczynić się do upowszechnienia wiedzy o Dakarze i jego bohaterach – najlepszych zawodnikach. Dobrze jest porozmawiać z nimi z perspektywy osoby, która na co dzień sama jest zawodnikiem. Cieszę się, że udało mi się przeprowadzić kilka dobrych wywiadów. Następne przede mną. Dakar trwa, tu dzieje się historia – zapowiada polski quadowiec.
Sonik cieszy się też z wyników osiąganych przez jadącego quadem 20-letniego Łukasza Łaskawca z KM Racing Team, który trzy etapy kończył w czołówce i zajmuje obecnie szóste miejsce w klasyfikacji generalnej.
- Moim zdaniem to znakomity wynik. Szkoda, że stracił tak dużo na początku rajdu. Jeszcze kilka dni temu był dwunasty, później dziesiąty, dziewiąty... Teraz jest szósty. Uważam, że jedzie dobrze, równo i dojrzale. Na początku brakowało mu szczęścia, ale teraz znów zaczęło mu ono dopisywać, nie ma już większych problemów technicznych - mówi Sonik.
Jego zdaniem Łaskawiec, choć jest zawodnikiem bardzo młodym, to zdążył nabrać już sporo doświadczenia.
– Przed nim wiele Dakarów. Jeżeli będzie chciał jeździć, to ma wielkie szanse, żeby być w czołówce tego rajdu w klasie quadów. Bardzo dobrze rokuje, z czego się cieszę, bo w jakimś stopniu czuję się współautorem polskiej szkoły quadowania. Dla wielu osób, które razem ze mną od początku rozwijały w Polsce ten sport, może to być duży powód do radości, satysfakcji i sportowych emocji – uważa 44-letni quadowiec.
Dwa lata temu Sonik zadebiutował w Rajdzie Dakaru w kategorii quadów, zajmując w końcowej klasyfikacji trzecie miejsce – najwyższe w historii startu Polaków w tych zawodach. Rok później na mecie znalazł się na piątej pozycji. Wszystko wskazywało, że tym razem ma duże szanse na jeszcze lepszy wynik.
- Przez ostatnich kilka miesięcy wraz z kilkunastoma osobami bardzo intensywnie przygotowywałem się do startu. Pod wieloma względami to był idealny moment, żeby ukończyć rajd na lepszym miejscu niż dwa lata temu i rok temu. Niestety, te plany i marzenia w jednej chwili zostały przekreślone. To oczywiście bardzo trudne dla sportowca. To tak jakby na początku biegu olimpijskiego połamać narty i jeszcze zrobić sobie krzywdę – porównuje Sonik.
44-letni quadowiec pogodził się jednak z trudną sytuacją. – Tak to jest w sporcie. Wydaje się nam, że osiągamy maksimum, że jesteśmy bliscy sukcesu czy nawet zwycięstwa. Nagle los okazuje się okrutny i sprawia, że wciąż jesteśmy od niego daleko. Przyjmuję to jako kolejną lekcję i sposób na zdobycie jeszcze większej pokory – wyjaśnia Sonik, dodając, że z wiarą w sukces wystartuje w kolejnym Rajdzie Dakar.
Michał Bugno, Wirtualna Polska