Puste maszty znikają z naszych dróg
Przed niespełna trzema laty, 1 lipca 2011 roku, na naszych drogach miała miejsce cicha rewolucja. Stacjonarne fotoradary, które wcześniej były własnością policji i Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, trafiły pod skrzydła Inspekcji Transportu Drogowego. Zapowiedziano nowe podejście do kontroli prędkości, a jego wyznacznikiem miało być wyraźne oznaczanie masztów i pewność, że w jego wnętrzu znajduje się aparat. Na realizację tych założeń ITD dało sobie czas do 1 lipca 2014 roku. Ten termin się zbliża, a z naszych dróg znikają straszaki.
Zgodnie z przepisami od 1 lipca 2014 roku w każdym stacjonarnym maszcie musi znajdować się działający fotoradar. Co więcej, maszt ten musi być żółtego koloru, a przed nim w określonej prawem odległości musi znajdować się znak D-51 ostrzegający o radarowej kontroli prędkości. W 2011 roku ITD przejęło ponad tysiąc masztów, dziś ma do dyspozycji 350 fotoradarów. Około siedemset masztów musi więc zniknąć. Tak dzieje się m.in. w Lublinie. Niepotrzebne konstrukcje trafiają do magazynów, a samorząd już szuka chętnych na ich przejęcie.
Może się jednak okazać, że nikt taki się nie znajdzie. Konstrukcji tych zgodnie z przeznaczeniem może używać tylko Inspekcja Transportu Drogowego, a instytucja ta planuje ograniczone zakupy. Wiadomo, że arsenał tej służby ma wzbogacić się o sto fotoradarów. Urządzenia, które mają szansę zasilić mundurowych były niedawno testowane w Warszawie. ITD zamierza też uruchomić 29 zestawów do odcinkowego pomiaru prędkości, ale niewykluczone jest, że będą one zainstalowane na bramownicach viaTOLL, których sieć coraz gęściej oplata polskie drogi krajowe. Niewykluczone więc, że ponad połowa spośród masztów, które muszą zostać zdemontowane, nie zostanie ponownie wykorzystana. Sytuacja ta może jednak przynieść korzyść strażom miejskim i gminnym. Te będą miały przyzwolenie władz samorządowych na częstsze korzystanie z fotoradarów przenośnych, które trudniej zauważyć z jadącego samochodu.
tb/mw/tb, moto.wp.pl