Przygoński: wielki dramat i zawód
Jako wielki dramat i zawód ocenił Jakub Przygoński awarię swojego motocykla, która już na trzecim etapie wykluczyła go z rywalizacji w Rajdzie Dakar. - To nie jest typowe, by silnik psuł się po dwóch dniach jazdy - podkreślił zawodnik Orlen Teamu.
Na 69. kilometrze wtorkowego etapu w motocyklu Przygońskiego, który zajmował czwarte miejsce w klasyfikacji rajdu, korbowód uszkodził silnik. Doszło do wybuchu, co uniemożliwiło kontynuowanie jazdy. Zawodnik został śmigłowcem przetransportowany na biwak wiele godzin po awarii.
- Niestety dla mnie Rajd Dakar się już skończył. Korbowód zrobił dziurę w bloku silnika, silnik wybuchł i nie dało się już nic z tym zrobić. Jednostka napędowa z dziurą nie nadaje się już do niczego, po prostu nie odpala. Dla mnie to wielki dramat i zawód - powiedział Przygoński.
Jak przyznał, cały sezon przygotowywał się do tego startu bardzo solidnie, był w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej.
- Ćwiczyłem na motocyklu bardzo dużo. Testowaliśmy silniki o dokładnie tej samej specyfikacji i sprawdzaliśmy jak zachowują się w warunkach ekstremalnych przeciążeń. Nic się nie działo. Nie wiadomo, dlaczego ta konkretna jednostka nie wytrzymała. Na pewno mój motocykl pojedzie prosto do fabryki KTM, gdzie zostanie gruntownie zdiagnozowany. To nie jest typowe, by silnik psuł się po dwóch dniach jazdy - dodał.
W 2009 roku Przygoński w debiucie był 11., a rok później ukończył imprezę na ósmej pozycji. W kolejnej edycji nie wystartował z powodu kontuzji.
Rywalizację kontynuować będą w środę dwaj inni polscy motocykliści Jacek Czachor i Marek Dąbrowski, którzy zajmują - odpowiednio - 23. i 38. pozycję. Wśród kierowców liderem jest Krzysztof Hołowczyc, a debiutujący w Rajdzie Dakar były skoczek narciarski Adam Małysz jest 51.