Przewoźnicy walczą ogniem
Podpalają busy, grożą kierowcom. Konkurencja między firmami wożącymi pasażerów pod Łodzią zamieniła się w wojnę. Ludzie zaczynają bać się o życie - relacjonuje "Super Express".
Poddębice. Senna kilkutysięczna miejscowość w wojewódzkie łódzkim. Wielu mieszkańców dojeżdża do pracy w Łodzi. Dlatego dla firm przewozowych są łakomym kąskiem. Tak łakomym, że niektórzy przewoźnicy nie cofną się przed niczym, żeby zniszczyć konkurencje. "Wiem coś o tym doskonale" - mówi właścicielka jednej z takich firm Halina Pustowska. Kobieta jest na skraju bankructwa po tym, jak ktoś spalił dwa z jej trzech busów.
"Samochody trzymaliśmy na strzeżonym parkingu. Mimo to ktoś się do nich przedostał i podpalił. Akcja była świetnie przygotowana" - opowiada. Nie ma wątpliwości, że to robota konkurencji. Wcześniej zdarzało się, że jej kierowcom grożono śmiercią, zajeżdżano drogę na trasie. "Tu się dzieją sceny jak z gangsterskich filmów. Boimy się, że w końcu ktoś przypłaci życiem tę wojnę" - opowiada gazecie.
Jej słowa potwierdza aspirant Zbigniew Łuczak z poddebickiej policji. "Zdarzały się groźby karalne, prowadziliśmy też postępowania w sprawach niedozwolonych manewrów na drodze. Teraz intensywnie pracujemy nad śledztwem w sprawie podpalenia busów" - wyjaśnia.
Wojna zaczęła się kilka lat temu. Wcześniej pasażerów z Poddębic do Łodzi i z powrotem woziła jedna firma. Gdy na rynku zaczęły pojawiać się kolejne, walka o klienta rozgorzała na całego. Dziś tę trasę obsługuje kilkadziesiąt busów.
"Wszyscy mamy jeździć według ustalonego rozkładu jazdy. Tymczasem zaczęły dziać się cyrki z celowo opóźnianymi odjazdami. Chodziło o to, by zebrać jak najwięcej pasażerów. Tak, by następny kierowca jechał pusty" - mówi właściciel jednego z busów. "Z czasem było już coraz gorzej. Wyzwiska, zajeżdżanie drogi, ryzykowne wyprzedzanie jest na porządku dziennym. Pojawiły się groźby. Sam słyszałem, że nie dadzą mi żyć" - opowiada "Super Expressowi".
Miejscowi policjanci zapewniają, że panują nad sytuacją. "Jesteśmy na każde wezwanie" - mówi aspirant Łuczak. "Oby kiedyś nie przyjechali za późno" - odpowiada Halina Pustowska. (PAP)