Przed Grand Prix USA w Formule 1
W niedzielę już po raz 39. odbędzie się wyścig Formuły 1 o Grand Prix USA. Tym razem na torze w Indianapolis powinni wystartować w komplecie kierowcy wszystkich teamów, a organizatorzy zamierzają zatrzeć fatalne wrażenie jakie wywołały poprzednie zawody na tym obiekcie.
W tej sytuacji wyścig nie był emocjonujący, a walka o zwycięstwo rozegrała się między kierowcami Ferrari - Niemiec Michael Schumacher wyprzedził Brazylijczyka Rubensa Barrichello. Kierowcy Jordana i Minardi, teamów zamykających wówczas klasyfikację mistrzostw świata konstruktorów, nie byli w stanie nawiązać z nimi większej walki.
Na zawody przyszło niemal 120 tysięcy kibiców. Jednak po zbojkotowaniu zawodów przed siedem ekip większość widzów stopniowo opuszczała trybuny. Niezgodę na taki przebieg zawodów manifestowano gwizdami. Na płocie odgradzającym trybuny od toru pojawił się nawet transparent z hasłem: "Oddajcie pieniądze".
Chociaż pod względem sportowym amerykańskich kibiców spotkał ogromny zawód, to nie można zapominać, że podłożem tego zdarzenia była kwestia bezpieczeństwa kierowców. W ubiegłym sezonie - zgodnie z przepisami Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) - każdy kierowca przez cały wyścig musiał korzystać z jednego zestawu opon, a jego zmiana mogła nastąpić tylko w przypadku wyraźnego uszkodzenia kół.
Jednak już podczas sesji treningowych okazało się, że francuskie opony nie wytrzymywały przeciążeń na owalnej części toru i ulegały nadmiernemu ścieraniu, a nawet kilkakrotnie pękały. Ich producent oraz wspierane przez niego teamy domagali się ustawienia dodatkowej szykany przed najszybszym odcinkiem toru, która spowalniałaby tempo jazdy.
Ponieważ postulaty te odrzucono bolidy siedmiu zespołów: Toyota, Renault, McLaren-Mercedes, Williams-BMW, BAR-Honda, Sauber- Petronas i Red Bull-Cosworth wyjechały na tor i po pokonaniu okrążenia rozgrzewkowego zjechały do boksów.
Ostatecznie komisja dyscyplinarna FIA nie ukarała siedmiu teamów za odmówienie startu w Indianapolis.
GP USA rozegrana zostanie po raz 39., ale dopiero siódmy z rzędu, bo w 2000 roku reaktywowano go po dziewięcioletniej przerwie (poprzedni odbył się w 1991 roku w Phoenix), spowodowanej wycofaniem się sponsorów, bardziej zainteresowanych wyścigami Indy Car.
Pod koniec lat 90. Amerykanie postanowili jednak odzyskać miejsce w kalendarzu Międzynarodowej Federacji Samochodowej, dokonali więc gruntownej przebudowy toru w Indianapolis. W niedzielę będzie ono gościć najlepszych kierowców świata po raz 17., ale dopiero po raz siódmy od 40 lat, bowiem przed 2000 rokiem, poprzednia GP USA odbyła się tu w 1960 roku.
Tor ten jest jednym z najszybszych w kalendarzu Formuły 1. Na kilku odcinkach prędkość bolidów przekracza bowiem 330 km/h. Obok włoskiej Monzy i belgijskiego Spa-Francorchamps, jest też jednym z najstarszych obiektów na świecie. Indianapolis Motor Speedway powstał bowiem w 1909 roku, jednak po raz pierwszy kierowcy Formuły 1 ścigali się na nim 30 maja 1950 roku.
Obiekt w Indianapolis nazywany jest "ceglanym torem", bowiem w latach 20. cała jego trasa była wykonana z ponad trzech milionów cegieł. Dzisiaj ze starej nawierzchni zostały tylko poprzeczne pasy ułożone z kilku rzędów cegieł, które znajdują się na ostatnim, 13. skręcie prowadzącym do prostej startowej.
W niedzielę kierowcy będą mieli do pokonania dystans 306,016 km, czyli 73 okrążenia po 4192 m.