Przed Grand Prix USA w Formule 1
Podczas Grand Prix USA, która w niedzielę odbędzie się w Indianapolis, kierowcy Renault zapowiadają potwierdzenie pozycji liderów tegorocznych mistrzostw świata Formuły 1. Jednak trudno będzie im pokonać Fina Kimi Raikkonena.
Po ośmiu z 19 tegorocznych eliminacji MŚ Renault prowadzi w klasyfikacji konstruktorów, a Fernando Alonso wśród kierowców. Hiszpan ma na koncie cztery wygrane wyścigi, a jego partner z teamu, Włoch Giancarlo Fisichella - jeden.
Jednak ostatnie dwa miesiące przyniosły prawdziwe odrodzenia teamu McLaren-Mercedes, którego liderem jest Kimi Raikkonen. 24- letni Fin zdominował przebieg rywalizacji w ostatnich czterech wyścigach: triumfował w GP Hiszpanii, prestiżowej GP Monaco na ulicznym torze, a w ostatnią niedzielę w GP Kanady.
Przed startem w Montrealu Raikkonen był bliski zwycięstwa w GP Europy, bowiem na niemieckim torze Nuerburgring prowadził niemal przez cały wyścig. Jednak tuż przed rozpoczęciem ostatniego okrążenia z jego bolidu odpadło koło, co dało wygraną Alonso.
Nie ma jednak wątpliwości, że właśnie bolidy McLaren-Mercedes spisują się w ostatnich tygodniach najlepiej. Warto jednak zauważyć pierwszy udany występ Ferrari w tym sezonie, jaki miał miejsce w niedzielę w Montrealu: drugi był Niemiec Michael Schumacher, a trzeci Brazylijczyk Rubens Barrichello.
Wpływ na to miała co prawda zdyskwalifikowanie wicelidera wyścigu - Kolumbijczyka Juana Pablo Montoi z McLaren-Mercedes (wyjechał z pit lane przy czerwonym świetle) oraz awaria silnika w bolidzie BAR-Honda prowadzonym przez - zajmującego drugą pozycję (po dyskwalifikacji Montoi) - Brytyjczyka Jensona Buttona. Te zdarzenia jednak nie mogą przysłonić faktu, że Ferrari znów zaczyna się liczyć w walce o punkty MŚ.
Ciężkie zadanie czeka w Indianapolis kierowców Renault, bowiem muszą się liczyć z dużą presją sponsorów i dyrektora teamu Flavio Briatore, który w niedzielę długo nie mógł zapanować nad złością, widząc jak jego podopiecznym nie udało się ukończyć GP Kanady.
GP USA rozegrana zostanie po raz 38., ale dopiero szósty z rzędu, bo w 2000 roku reaktywowano go po dziewięcioletniej przerwie (poprzedni odbył się w 1991 roku w Phoenix).
Ta przerwa spowodowana była wycofaniem się sponsorów, którzy bardziej zainteresowani byli wykładaniem pieniędzy na wyścigi Indy Car cieszące się w USA większą popularnością.
Pod koniec lat 90. Amerykanie postanowili jednak odzyskać miejsce w kalendarzu Międzynarodowej Federacji Samochodowej, dokonali więc gruntownej przebudowy toru w Indianapolis.
Indianapolis będzie gościć najlepszych kierowców świata po raz 16., ale dopiero po raz szósty od 40 lat, bowiem przed 2000 rokiem, poprzednia GP USA odbyła się tu w 1960 roku.
Tor ten jest jednym z najszybszych w kalendarzy Formuły 1. Na kilku odcinkach prędkość bolidów przekracza bowiem 330 km/h.
Obok włoskiej Monzy i belgijskiego Spa-Francorchamps, jest też jednym z najstarszych torów na świecie. Indianapolis Motor Speedway powstał w 1909 roku, jednak po raz pierwszy kierowcy Formuły 1 ścigali się na nim 30 maja 1950 roku.
Obiekt w Indianapolis nazywany jest "ceglanym torem", bowiem w latach 20. cała jego trasa była wykonana z ponad trzech milionów cegieł. Dzisiaj ze starej nawierzchni zostały tylko poprzeczne pasy ułożone z kilku rzędów cegieł, które znajdują się na ostatnim, 13. skręcie prowadzącym do prostej startowej.
Przed rokiem w GP USA, po raz trzeci w karierze, zwyciężył Michael Schumacher, wyprzedzając Barrichello i Japończyka Takumę Sato z BAR-Honda.
W niedzielę kierowcy będą mieli do pokonania dystans 306,016 km, czyli 73 okrążenia po 4192 m.