Progi zwalniające to zły pomysł. Świat z nich rezygnuje
Progi zwalniające na ulicach wielkich miast - przez Polaków pieszczotliwie nazywane "leżącymi policjantami" - są przez kierowców znienawidzone, a przez właścicieli dróg uwielbiane. W naszym kraju powstają wciąż nowe i nowe. Tymczasem świat od nich odchodzi, bo trują środowisko i niszczą samochody.
Problem z progami jest ogromny. W Polsce nie ma standardów ich budowy. Do zarządcy drogi należy decyzja, czy próg ma być wykonany z kostki brukowej, tworzywa sztucznego, asfaltu i jaką ma mieć wysokość. Panuje wolnoamerykanka: na niektórych drogach progi zbudowane są bardzo gęsto, na innych pojawiają się znienacka.
Tymczasem państwa Unii Europejskiej odchodzą od tego rozwiązania. Progi są budowane tylko tam, gdzie to konieczne: w okolicach szkół i szpitali, na dodatek są doskonale oznaczone i widoczne z daleka, łatwo przed nimi płynnie zwolnić.
Skąd nagła niechęć do progów u naszych sąsiadów z Zachodu? Badania nie pozostawiają wątpliwości: progi niszczą zawieszenie samochodów, co sprawia, że szybciej odmawiają one posłuszeństwa. Problemem jest również emisja szkodliwych pyłów. Samochody zwalniające przed progami ścierają klocki hamulcowe oraz opony. Te dwa elementy odpowiadają za powstawanie kilkudziesięciu procent pyłów. Na dodatek zwalniające i potem szybko przyspieszające samochody emitują znacznie więcej trujących substancji. Eksperci przekonują, że najlepsza dla środowiska jest płynna jazda z prędkością 40-50 km/h. A właśnie progi tę płynność zaburzają.
Biorąc powyższe pod uwagę, warto zastanowić się nad budowaniem kolejnych barier. Wszystko wskazuje na to, że pozytywny efekt ich istnienia jest dyskusyjny.
Źródło: TVN Turbo/MAK