Producenci aut powinni sami radzić sobie z kryzysem
Odpowiedzialność za poradzenie sobie ze skutkami kryzysu w europejskim sektorze motoryzacyjnym spoczywa przede wszystkim na firmach i ich zarządach - uznała Komisja Europejska.
KE przyjęła wytyczne ws. pomocy dla sektora, który boryka się z załamaniem sprzedaży nowych aut. Przedstawiając je na konferencji prasowej, komisarz ds. przemysłu Guenter Verheugen rozwiał nadzieje na unijny plan wsparcia producentów samochodów i podkreślił, że muszą się oni przede wszystkim zrestrukturyzować.
"Komisja Europejska nie stworzy żadnego ogólnoeuropejskiego planu zmian strukturalnych w europejskim przemyśle motoryzacyjnym" - powiedział. Przypomniał, że wiele firm popadło w tarapaty na długo przed kryzysem, na skutek nadprodukcji i błędów w zarządzaniu.
Jako przykład komisarz podał niemieckiego Opla, należącego do amerykańskiego koncernu General Motors i mającego zakłady m.in. w Gliwicach (3 tys. pracowników). Wytknął "wielkie braki w zarządzaniu", których winne są władze koncernu w Detroit (USA). Zaznaczając, że rząd Niemiec nie przedstawił na razie żadnego planu ratowania firmy, ostrożnie wypowiadał się o jej szansach na zachowanie tysięcy miejsc pracy w Europie. "Pomoc będzie mogła być przyznana, jeśli zapewni długoterminową rentowność - powiedział. - Ratujmy tylko tych, których da się uratować".
Wspólnego unijnego planu nie będzie także dlatego, że zdaniem KE w unijnym planie pobudzenia gospodarczego jest wiele narzędzi wsparcia - np. stosowane w kilku krajach dopłaty do kupna nowych samochodów. "Przypominam wszystkim, że kraje europejskie mają szereg możliwości" - powiedziała unijna komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes.
Wytyczne wymieniają wiele form pomocy: poza dopłatami przy zakupie, dopłaty do szkolenia pracowników, wsparcie proekologicznych inwestycji i innowacyjnych badań, krótkoterminowe kredyty "antykryzysowe" itd. KE podkreśla w dokumencie, że jeśli już jakiś kraj - wzorem Francji, Hiszpanii czy Włoch - postanowi wesprzeć swoje firmy pomocą publiczną, to ta pomoc musi być "ukierunkowana i ograniczona w czasie".
"Ukierunkowana i ograniczona w czasie pomoc ze strony sektora publicznego na poziomie UE i poszczególnych krajów członkowskich może pomóc w uzupełnieniu wysiłków przemysłu, by stawić czoło kryzysowi i złagodzić negatywne skutki restrukturyzacji dla zatrudnienia" - głoszą wytyczne.
Kroes i Verheugen jednym głosem ostrzegali przed protekcjonizmem i wznoszeniem barier na wspólnym unijnym rynku. Zdaniem niemieckiego komisarza takie ryzyko istnieje, gdy "podejmowane są działania krajowe, które pomagają jednej fabryce ze szkodą dla producentów w innych krajach". Stanął w obronie krajów, które mają przemysł samochodowy, ale nie stać ich na nadzwyczajne wsparcie. "Nie może być tak, że ci, których stać, pomagają, a inni mają sobie radzić" - zaznaczył.
Dlatego wsparcie nie może być dyskryminacyjne: np. dopłaty do zakupu nowych aut należą się bez względu na producenta czy odbiorcę. Jeśli kraje chcą je uzależnić od jakichś kryteriów, np. środowiskowych, będą musiały dostać zielone światło od KE.
"Protekcjonizm nie jest tym, czego potrzebują Europejczycy. Jego wspieranie byłoby największym błędem, jaki moglibyśmy zrobić" - powiedziała Kroes. "Podjęliśmy decyzję o stworzeniu jednolitego rynku, ale chodzi nie tylko o jeden rynek sprzedaży, lecz też produkcji" - przypomniała.
Komisarz nie chciała wypowiedzieć się na temat analizowanych obecnie przez KE krajowych programów wsparcia dla sektora motoryzacyjnego z Francji, Niemiec, Hiszpanii, Włoch, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Ani skomentować dochodzących z Paryża informacji, że francuski rząd jest skłonny zrezygnować z warunku, że pomoc należy się tylko tym firmom, które zobowiążą się do zachowania produkcji we Francji. KE wyrażała wcześniej zastrzeżenia do tej klauzuli w planie wartości 6 mld.
Przedstawiciele sektora motoryzacyjnego, zatrudniającego w UE pośrednio i bezpośrednio 12 milionów osób, ostrzegają, że w tym roku produkcja spadnie o co najmniej 15 proc.
Michał Kot