Proces kierowcy
Przed łódzkim sądem rozpoczął się w środę proces 30-letniego Kamila D., oskarżonego o spowodowanie po pijanemu wypadku, w którym zginął jadący skuterem 15-latek.
Mężczyzna nie posiadał prawa jazdy i uciekł z miejsca wypadku. Grozi mu kara do 12 lat więzienia.
Sąd na wniosek obrońcy oskarżonego wyłączył jawność rozprawy. Obrona argumentowała, że obecność mediów może zakłócać przebieg rozprawy i może zostać naruszony ważny interes prywatny rodziny oskarżonego. Przeciwko temu oponowali rodzice 15-latka, którzy są oskarżycielami posiłkowymi. Zdaniem ojca chłopca, trzeba napiętnować pijanych kierowców, którzy są sprawcami tragedii.
Prowadząca sprawę asesor Agnieszka Marczewska przychyliła się jednak do wniosku obrony i media musiały opuścić salę.
Oskarżony został doprowadzony na rozprawę z aresztu. Na jego widok ojciec zabitego Łukasza krzyknął: "Nie proś bandyto o przebaczenie". Roztrzęsiona matka uderzyła mężczyznę w plecy. Oboje podkreślali, że mu nie wybaczą. Przyznają, że codziennie przeżywają tę tragedię. Na salę sądową przynieśli duży portret swojego dziecka.
"Codziennie łzy w oczach, rozpacz, pustka w domu, pustka w sercu" - powiedział PAP ojciec chłopca Paweł Lasota. Jego zdaniem, nawet maksymalna kara w tym przypadku - 12 lat więzienia - za śmierć dziecka jest karą niewystarczającą.
"Ustawodawca przewidział taką karę maksymalną i można mieć jedynie pretensje do sądów, że orzekają dużo niższe kary. To jest coś nie tak. Trzeba apelować, żeby te kary orzekane były dużo wyższe" - dodał. Przyznał, że oskarżony przysyła im listy, w których przeprasza, ale jednocześnie nie przyznaje się do winy. Rodzice uważają, że jest to element przejętej przez niego linii obrony.
Do sądu przyszli również dziadkowie chłopca. Oni także nie kryli rozpaczy po stracie wnuka. Podkreślali, że był to wspaniały młodzieniec i lubiany kolega. W miejscu, w którym zginął Łukasz, koledzy ustawili krzyż ze zdjęciem chłopaka; wciąż płoną tam znicze.
Do tragedii doszło w listopadzie ub. roku na jednym ze skrzyżowań w Łodzi. Według prokuratury, prowadzony przez 30- letniego Kamila D. fiat tempra uderzył w skuter, którym jechał 15- letni Łukasz. Chłopiec doznał ciężkich obrażeń ciała i mimo reanimacji zmarł na miejscu. Kierujący fiatem i pasażer uciekli z miejsca zdarzenia; kilka ulic dalej porzucili samochód. Kierowca został zatrzymany przez świadków wypadku i przekazany policji.
Badanie alkomatem wykazało, że mężczyzna miał w organizmie prawie 2 promile alkoholu; nie posiadał prawa jazdy. Prokuratura zarzuciła mu spowodowanie pod wpływem alkoholu wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ucieczkę z miejsca zdarzenia i prowadzenie pojazdu bez uprawnień. Biegli ustalili, że bezpośrednio przed wypadkiem mężczyzna jechał z prędkością ponad 100 km na godzinę.
W śledztwie oskarżony przyznał się do jazdy po pijanemu, ale - jak mówił - "nie czuje się winnym spowodowania wypadku". Trafił do aresztu z uwagi na obawę matactwa i grożącą mu surową karę.
Tragedia Łukasza poruszyła łodzian. Tydzień po tragicznej śmierci gimnazjalisty główną ulicą miasta - Piotrkowską - kilkaset osób przeszło w marszu milczenia. Protestowali w ten sposób przeciwko pijanym kierowcom, którzy niosą śmierć na polskich drogach. Uczestnicy marszu nieśli transparenty: "Dożywocie dla mordercy Łukasza", "Pijany kierowca = morderca = śmierć".
Rodzice zabitego chłopca wręczyli przedstawicielowi wojewody petycję do rządu, w której domagali się działań zmierzających do zaostrzenia kar dla pijanych kierowców i opracowania rządowego programu walki z pijanymi na drogach. W petycji domagali się m.in. dożywotniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych dla nietrzeźwych kierujących, wysokich kar grzywny i zobowiązania pijanych sprawców wypadku do pokrycie kosztów leczenia poszkodowanych. (PAP)