Po wielu konkursach, przetargach, prototypach i przeróbkach nastał ten dzień. 1 sierpnia 1941 pierwszy seryjny jeep zjechał z taśm produkcyjnych fabryki Willys Overland w Toledo (stan Ohio). I od razu zrobił furorę. "Parade Magazine" poświęcił najnowszemu gadżetowi amerykańskiej armii aż trzy strony.
W 1940 roku amerykańscy generałowie zaczynali się niepokoić. Wieści dochodzące zza Atlantyku nie były najlepsze. Po bezkrwawych podbojach Austrii i Czechosłowacji w 1939 roku Hitler, po miesięcznej kampanii, pokonał Polskę. Wiosną 1940 roku ruszył na Zachód. Norwegia, Belgia, Holandia, Francja – kolejne kraje padały łupem nazistów, a taktyka blitzkriegu zdawała się być niepokonana. Amerykanie doszli do wniosku, że trzeba się szykować na wojnę. Wojnę, w której o zwycięstwie nie będą decydować bunkry i okopy, a mobilność wojsk.
Pod koniec czerwca 1940 roku, gdy Brytyjczycy ewakuowali się z Dunkierki, amerykańska armia ogłosiła przetarg na lekki samochód terenowy. Do zgłaszania projektów zaproszono 137 firm, ale ze względu na wyśrubowany termin (49 dni) na placu boju pozostało trzech konkurentów: Ford Motor Company, Willys Overland Motors i American Bantam Car Company.
Początkowo przetarg wygrał Bantam, ale nie był w stanie sprostać ani wielkości zamówienia, ani dodatkowym wymaganiom stawianym przez wojsko. Ostatecznie zamówiono po 1,5 tys. sztuk u trzech producentów. Z zadania najlepiej wywiązał się Willys (także ze względu na cenę – 738 dolarów) i to on w lipcu 1941 podpisał kontrakt, którym jednak ze względu na olbrzymie zapotrzebowanie musiał wkrótce podzielić się z Fordem. Ambasador cudotwórca
Dziś marka Willys kojarzy się właśnie ze słynnym jeepem, ale wówczas zwycięstwo tej firmy w wyścigu o zamówienie na samochód wojskowy było niejakim zaskoczeniem, bo Willys znany był raczej z limuzyn.
Korzenie tej firmy sięgały 1903 roku, kiedy w Toledo powstała fabryczka Overland Car Company, która wkrótce popadła, jak wielu pionierów motoryzacji, w kłopoty finansowe. Wówczas pojawił się cudotwórca John North Willys, który wykupił fabrykę i po siedmiu latach działalności uczynił ją jednym z największych producentów samochodów na świecie.
John Willys nie był jednorazowym odtwórcą. W latach 20-tych firma jednak ponownie popadła w poważne tarapaty (zadłużenie sięgnęło astronomicznej kwoty 17 mln dolarów). Willys nie zrezygnował – zawarł parę umów z bankami, sprzedał własny majątek, by spłacić wierzycieli, i po dwóch latach mógł się już pochwalić 13 mln dolarów zysku. W 1929 roku sprzedał swoje udziały w firmie już za 21 mln dolarów i odszedł do dyplomacji (został ambasadorem w Warszawie). W 1933 roku wrócił jeszcze raz do firmy, by ją ratować po stratach w wyniku wielkiego kryzysu, ale zmarł na udar mózgu w 1935 roku. Willysa uratował dopiero Jeep.
Od bieguna po równik
Willys i Ford wyprodukowali w czasie wojny 650 tys. aut, a Jeep stał się marką globalną. Przemierzał rosyjskie mroźne równiny, piaski Afryki i dżungle Filipin. Woził Aliantów na wszystkich frontach największej wojny. Według Davida Dwighta Eisenhowera, bez jeepa zwycięstwo aliantów byłoby niemożliwe. Szybkie, zwinne i trwałe autko stało się najpopularniejszym pojazdem tej wojny.
W 1946 Willys zastrzegł nazwę Jeep jako odrębną markę (oficjalną nazwę Jeepa w czasie wojny był Willys MB lub Ford GPW)
i zaczął produkować terenówki na rynek cywilny (pierwsze modele były oznaczane jako CJ – Civilian Jeep). Kilkakrotnie zmieniał właściciela (obecnie to Chrysler)
i wypuszczał na rynek kolejnych potomków legendarnego Willysa – Cherokee, Wrangler, Patriot, Commander. Największa tajemnica
To samochody z charakterem. Ale w tych lśniących lakierem, luksusowych maszynach z klimatyzacją, GPS i innymi gadżetami coraz trudniej doszukać się pokrewieństwa z zasłużonym na wojnie przodkiem, choć i tak wyróżniają się na korzyść spośród setek marek stylizowanych na terenowe, których największym terenowym wyczynem jest samodzielne podjechanie pod krawężnik.
Jeep to auto o wojskowym rodowodzie, a w wojsku zawsze są jakieś tajemnice. Do dziś nie rozwikłaną zagadką jest to, skąd w ogóle wzięła się nazwa Jeep.
Jedni twierdzą, że to fonetyczny skrót od oznaczenia bliźniaczego modelu Forda (GP), inni, że auto zostało nazwane na część jednej z postaci z kreskówki Popeye – Eugene the Jeep. Najbardziej prawdopodobną wersją jest to, że w latach 40-tych tak właśnie w amerykańskiej armii określano rekrutów. I co by nie mówić – w tym przypadku był to znakomity pobór.
Źródło: Adam Soful, Samar.pl