Potencjalny sukces Hamiltona w cieniu afery
W niedzielę 22-letni Lewis Hamilton, lider klasyfikacji mistrzostw świata Formuły 1, może jako pierwszy od 12 lat Anglik wygrać Grand Prix Wielkiej Brytanii. Ewentualny sukces na torze Silverstone może jednak przysłonić afera szpiegowska związana z jego teamem McLaren-Mercedes.
Ostatnim Brytyjczykiem, jaki triumfował przed własną publicznością, był Johnny Herbert, a miało to miejsce w 1995 roku. Hamilton, który w tym sezonie debiutuje w Formule 1, może nawiązać też do tradycji Nigela Mansela czy Damona Hilla - ostatnich angielskich mistrzów świata.
Hamilton w ośmiu startach zawsze był na podium, m.in. zwyciężając dwukrotnie, i zdobył już 64 punkty. Drugi jest Hiszpan Fernando Alonso - 50 pkt, a za nimi znajdują się kierowcy Ferrari: Brazylijczyk Felipe Massa - 47 pkt i Fin Kimi Raikkonen - 42.
Hamilton jest w tej chwili bohaterem narodowym, a jego nazwisko niemal nie schodzi z czołówek gazet. Hiszpański "El Mundo" to zjawisko skwitował nawet tytułem "Tsunami Hamilton".
To nie dziwi, bo równie udanym debiutem w Formule 1 nie może się poszczycić nawet Schumacher, najlepszy kierowca w historii tej rywalizacji. Nieoczekiwane prowadzenie Hamiltona w MŚ powoduje jednak poważne zgrzyty wewnątrz zespołu, którego liderem miał być Alonso. 25-letni Hiszpan wyraźnie nie jest zadowolony z tej sytuacji, a jego frustrację powiększają liczne problemy techniczne, jakie nękają ostatnio jego bolid.
Nienajlepsza atmosfera w zespole nie jest jednak największym problemem McLaren-Mercedes, prowadzącego w rywalizacji MŚ konstruktorów, z dorobkiem 114 punktów (Ferrari ma 89 pkt).
We wtorek środowiskiem Formuły 1 wstrząsnęła wiadomość, że szefowie Ferrari - po przeprowadzeniu wewnętrznego śledztwa - zarzucili rywalom szpiegostwo przemysłowe. Stało się to kilka dni przed najważniejszym w sezonie wyścigiem dla McLaren-Mercedes, którego siedziba mieści się w Woking, położonym niewiele ponad 100 kilometrów od Silverstone.
Konkretne dowody w tej sprawie przyniosło przeszukanie domu dyrektora projektantów brytyjskiego zespołu - Mike'a Couglhana, w wyniku czego znaleziono dokumentację techniczną Ferrari. Zaraz po tym włoski zespół zwolnił jednego z głównych mechaników koordynujących działania obsługi toru, Nigela Stepneya. Ponoć to on dostarczał konkurencji tajne dokumenty, a proceder miał miejsce prawdopodobnie w marcu i kwietniu.
Reakcją ekipy McLaren-Mercedes było zawieszenie Coughlana, ale i zapewnienie, że - nawet jeśli otrzymywał on dokumentację techniczną od Stepneya - w bolidach tego teamu nie wykorzystano żadnych autorskich rozwiązań technicznych stosowanych przez Ferrari. Szefowie brytyjskiego zespołu wezwali nawet do sprawdzenia ich pojazdów przez Międzynarodowa Federację Samochodową (FIA).
Mimo tych zapewnień Ferrari właśnie szpiegostwem przemysłowym tłumaczy "nagłą zwyżkę formy bolidów rywali i serię zwycięstw". Na dodatek w czwartek włoska ekipa oskarżyła Stepneya o działania sabotażowe, bowiem w maju, kilka dni przed Grand Prix Monaco, na zbiornikach z paliwem znaleziono ślady tajemniczego białego proszku.
Trwa dochodzenie w tej sprawie, znaleziona substancja poddawana jest badaniom, ale być może odpowiedzi na niektóre z pytań przyniesie anonsowana na przyszły tydzień konferencja prasowa Stepneya, który przebywa na wakacjach na Filipinach.
Zapytany przez dziennikarzy "The Times" Bernie Ecclestone, wiceprezes FIA odpowiedzialny za Formułę 1, nie chciał komentować przedstawionych przez Ferrari zarzutów. Stwierdził jednak, że nawet, jeśli zostaną potwierdzone w toku dochodzenia, nie odbije się to negatywnie na rywalizacji o mistrzostwo wśród kierowców z udziałem Hamiltona i Alonso.
Według Ecclestone'a kierowcy niczemu nie zawinili, bowiem ich zadaniem jest jedynie prowadzenie dostarczonych im bolidów. Jako jedno z możliwych rozwiązań Ecclestone wskazał natomiast odebranie McLarenowi wszystkich punktów w klasyfikacji konstruktorów, o ile zostanie udowodniona jego wina. Nie można wykluczyć, iż sprawa ta znajdzie swój finał w sądzie, co niedawno zasugerowali prawnicy Ferrari.