Popowodziowe samochody idą jak... woda
Gigantyczna powódź, jaka miała miejsce w Ćennaj (Madrasie) W Indiach w ubiegłym roku, produkuje wciąż nowych milionerów. Wody opadły, odsłaniając tysiące zdewastowanych samochodów. Właśnie te wraki kupują handlarze, naprawiają je, po czym sprzedają. Porsche Cayenne potrafią trafić za równowartość 7 tys. dolarów (28 tys. zł), a sprzedać za 10 razy więcej. Jeden samochód może uczynić łowcę bogaczem.
Obszerny reportaż na temat zjawiska zamieściła BBC. Powódź w Madrasie – czwartym mieście Indii (4,5 mln mieszkańców) – była największym kataklizmem od ponad 100 lat. Dwie fale powodziowe dokonały gigantycznych zniszczeń, życie straciło co najmniej 300 osób.
Po kilku miesiącach większość wraków – my nie nazwalibyśmy ich inaczej – została uprzątnięta. Trafiły na ogromne place, by czekać na jedyny możliwy los, czyli złomowanie. Jednak przedsiębiorczy Hindusi wymyślili, że przynajmniej część z nich warta jest zainteresowania. Że można im dać drugie życie.
Na placu w okolicach Madrasu codziennie odbywają się aukcje zniszczonych pojazdów. Z całego kraju ciągną tu więksi i mniejsi handlarze, którzy kupują auta na pniu. Roczny Mercedes Klasy S kosztuje ok. 3 tys. dolarów (12 tys. zł), Porsche Cayenne - 7 tys. dolarów (28 tys. zł). Te samochody licytują zamożni właściciele dużych warsztatów albo sieci. Mniej luksusowe auta po kilkadziesiąt-kilkaset dolarów biorą detaliści. Warsztatów mechanicznych jest w Indiach kilkadziesiąt tysięcy. Fakt, że większość zajmuję się naprawą raczej prymitywnych aut sprzed kilkudziesięciu lat, nie ma znaczenia.
Choć władze i specjaliści ostrzegają, że samochodu popowodziowego nie da się przywrócić do życia, hinduscy mechanicy nic sobie z tego nie robią. Dokładnie czyszczą auta, wymieniają to, co konieczne (głównie elektrykę) i wystawiają wozy na sprzedaż. Właściwie, żeby móc to zrobić, muszą wcześniej rozebrać zakupione wraki na części pierwsze, a potem złożyć, podzespoły całkiem zdewastowane zastępując kupionymi u oficjalnych dealerów. Popyt na części zamienne, jak raportują ci ostatni, jest ogromny.
Ceny „odrestaurowanych” samochodów są już wysokie, choć wciąż bardzo atrakcyjne. Odpicowane Porsche, Mercedesy, BMW i Audi idą mniej więcej za połowę rynkowej kwoty, jaką trzeba byłoby zapłacić za używane auto (ale nie popowodziowe). Wśród nabywców tych i tańszych modeli są łowcy okazji i cała rzesza biednych ludzi, których normalnie na auta nie stać, ale wierzą, że pozwolą im one utrzymać się, stając się np. narzędziem pracy.
Jyotiram Chougle, jeden z łowców okazji, stawia się codziennie na placu, by brać udział w kolejnych aukcjach. Powiedział BBC, że szuka aut na zamówienie, głównie Jaguarów i BMW. Pytany o powody, dla których ludzie decydują się na takie ryzyko, jak zakup popowodziowego auta, stwierdził, że wielu jego rodaków jest gotowych zaryzykować bardzo wiele dla prestiżu. Samochody, o których mowa, są całkowicie poza ich zasięgiem. Nawet używane. Tymczasem takie odrestaurowane stają się dostępne.
Można się spodziewać, jak konstatuje BBC, że proceder będzie trwał, aż do „wyczerpania zapasów”. Potem zaś w warsztatach zaczną się pojawiać ci, którzy kupili naprawione auta, ale zaczynają im one szwankować. Jak mówią specjaliści pytani przed redakcję - to nieuniknione.