Trwa ładowanie...
02-09-2009 12:55

Polska specjalność - kryzys

Polska specjalność - kryzys
dhlzljw
dhlzljw

Wraz z pierwszymi objawami wiosny, na giełdach oraz w ogłoszeniach sprzedaży zaczęło się poszukiwanie samochodów i szukający zauważyli objawy kryzysów. Tak, to nie pomyłka. Nie jednego kryzysu, ale przynajmniej dwóch.

Kryzys pierwszy - waluta

(fot. PAP/Andrzej Grygiel)
Źródło: (fot. PAP/Andrzej Grygiel)

Pierwszy kryzys jest efektem wysokiej ceny Euro w stosunku do złotego i związanego z tym ograniczenia importu. Dotychczas bowiem handlarze jechali poza granicę, kupowali samochody za przykładowo 5000 Euro (co przy kursie 3,2 zł było równowartością 16 000 zł), a po "odpicowaniu" wystawiali pojazd do sprzedaży za 22 900 zł. Obecnie przy kursie 4,6 zł pojazd za 5000 Euro, po przeliczeniu kosztuje 23 000. Jak z tego wynika pojazd zakupiony obecnie na Zachodzie jest droższy niż ten, który dotychczas był sprzedawany w Polsce. Oczywiście ceny w Polsce nieco wzrosną (jeszcze nie jest to odczuwalne), ale nie ma szans aby wzrosły do poziomu jaki uprzednio zapewniał zysk.

Na marginesie warto podać, że są to zyski teoretyczne, gdyż niewielu handlarzy na giełdzie ma zarejestrowaną działalność, a władze polskie z niewiadomych przyczyn przymykają oko na tę szarą strefę. Logiczne zatem, że wielu handlarzy zrezygnowało z zakupów na Zachodzie. Jednakże jest grupa ludzi którzy nadal jeżdżą i przywożą samochody, sprzedawane niewiele drożej. Powstaje zatem pytanie w jakim stanie jest pojazd który zakupują za granicą za absurdalnie niskie pieniądze. Stąd też zanim ktokolwiek zdecyduje się na zakup, niech wcześniej policzy ile samochód naprawdę kosztował.

(fot. PAP/Andrzej Grygiel)
Źródło: (fot. PAP/Andrzej Grygiel)

Wyliczenie takie jest banalnie proste. Cenę samochodu w Polsce musimy pomniejszyć o zysk handlarza (minimum 2500 zł, z kosztami "picowania") i koszty wyjazdu po samochód (paliwo, hotel, jedzenie, ubezpieczenie, a to da minimum 1500 zł). Tym samym cenę samochodu pomniejszoną o 4000 zł przeliczamy na Euro i patrzymy na internetowe strony sprzedaży samochodów na zachodnich rynkach. Dzięki temu dokładnie wiemy co możemy za tą kwotę kupić. Ze zdziwieniem zauważymy wówczas, iż samochody oferowane w Niemczech za wyliczoną kwotę, mają ogromne przebiegi, a ich stan techniczny jest, delikatnie mówiąc, odbiegający od idealnego.

dhlzljw

Warto też zwrócić uwagę, że książki gwarancyjne (którymi tak powszechnie afiszują się handlarze) można kupić na polskich giełdach, a pieczątkę zachodniego mechanika nie trzeba "strugać z ziemniaka", ale zrobi ją dowolny rzemieślnik zajmujący się wyrobem stempli. Kryzys drugi - a to Polska właśnie

Drugi kryzys jest bardziej przyziemny i dotyczy naszej rzeczywistości. Tutaj kurs walut nie odgrywa takiego znaczenia. Dotyka on osoby szukające samochodów dwu, trzyletnich. Okazuje się bowiem, że takich modeli w Polsce jest tyle, co na lekarstwo. Bierze się to stąd, że handlarzom nie opłaca się sprowadzać z zachodu takich aut.

(fot. PAP/Andrzej Grygiel)
Źródło: (fot. PAP/Andrzej Grygiel)

Po pierwsze są one tam dość drogie. Po drugie mają książki gwarancyjne, a wpisy w autoryzowanych serwisach może potwierdzić każdy autoryzowany serwis w Polsce. Dzieje się tak dzięki połączeniu z centralną stroną internetową producenta. Po trzecie zaś, na młodych rocznikach nie ma dużych dysproporcji cenowych i nie można kupić auta zaniedbanego, a po korekcie przebiegu i odpicowaniu, szukać naiwnych którzy chcą błyszczeć przed sąsiadami. Stąd też takie modele sprowadzają tylko profesjonalne firmy, a nie drobni handlarze, czyli ci którzy nie bawią się w "picowanie samochodów".

dhlzljw

A modele z salonów polskich?

Niestety specyficzny klimat na rynku samochodów w Polsce sprawia, iż po dwóch, trzech latach osoba jeżdżąca samochodem w Polsce straci więcej niż użytkownik na Zachodzie. A ponieważ mało kto decyduje się sprzedać dwu lub trzyletniego Renault Megane, Citroena C4, Toyotę Corollę, czy Honę Civic, aby za otrzymaną kwotę kupić siedmioletniego Passata czy BMW, dwulatków na rynku nie ma. Zazwyczaj właściciel takiego modelu kupuje bowiem nowy w salonie, a to wymaga dopłaty. Z reguły więc stara się jeździć przez okres pięciu lat. W ten sposób pojazdów stosunkowo nowych, ale tańszych niż w salonie, w Polsce jest jak na lekarstwo.

Zapewne zmieni się to za kilka lat, gdy będziemy mieli dużą sprzedaż nowych samochodów i wymiana na kolejne nowe auto nie będzie przyhamowywana przez niszczących rynek nieuczciwych handlarzy. Na razie jednak, dopóki Polacy kupują głównie kilkuletnie (kilkunastoletnie) VW i BMW, szukający dwu, trzyletni model muszą sobie to wybić z głowy. Albo kupią nowe modele i stracą w czasie eksploatacji więcej niż użytkownicy na zachodzie, albo zakupią idealny, ładny, niebity, nówka... samochód, który na zachodzie był dla ludzi gorszej kategorii, ale w Polsce jest cudem techniki.

dhlzljw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dhlzljw
Więcej tematów