Polscy kibice szturmują Formułę 1
Wyjazd na Formułę 1 do tanich nie należy, ale za sprawą Roberta Kubicy na wyścigowych torach i tak zrobi się biało-czerwono.
Polscy fani Roberta Kubicy powoli odkrywają kolorowy świat Formuły 1 - kojarzący się z szalonymi prędkościami, dzikim rykiem kilkusetkonnych silników, spaloną gumą oraz masą fantastycznych kibiców, manifestujących swoje sympatie za pomocą stroju i gadżetów. W tej kwestii absolutnymi mistrzami świata są kibice Ferrari, czyli tifosi - najbardziej oddana i najliczniejsza grupa fanów w kolorowym cyrku Berniego Ecclestone’a. Znaki rozpoznawcze: czerwone wdzianka z logo Skaczącego Konia i wypisana na twarzach deklaracja miłości pod adresem stajni z Maranello.
Polacy potrzebują sukcesów sportowych jak powietrza. Przez ostatnie lata dobre samopoczucie i poczucie dumy narodowej zapewniał nam Adam Małysz, za którym biało-czerwoni wędrowali po skoczniach narciarskich całej Europy. Małyszomania powoli jednak dogasa i wszystko wskazuje na to, że teraz czeka nas Kubicomania. Co to oznacza dla kibiców? Spore wydatki, ponieważ eskapada na wyścig Formuły 1 to kosztowne przedsięwzięcie.
Planowanie zaczynamy od wyboru imprezy. Rozstrzał cen jest ogromny - zależy od tego, o jakie Grand Prix chodzi, na ile dni się wybieramy i na jakie miejsca na torze się decydujemy. Przykładowo za pełen weekend w Monako na trybunie głównej, znajdującej się naprzeciwko pit lane, zapłacimy 837 euro. Cena podobnej wejściówki w Niemczech kształtuje się na poziomie 561 euro, ale wstęp przy Parabolice będzie nas kosztował tylko 120 euro. Dzieci i młodzież do lat 16 wchodzą za połowę ceny.
Ze względów logistycznych i ekonomicznych, najwięcej Polaków przyjeżdża na Magyar Nagydij, czyli Wielką Nagrodę Węgier pod Budapesztem. Za trzy dni na Złotych Trybunach trzeba się liczyć z wydatkiem rzędu 396-480 euro (dzieci i młodzież do lat 17 płacą połowę). Za samą niedzielę zapłacimy tylko 40-50 euro mniej. Srebrne Trybuny są tańsze - chociaż za trzydniową wejściówkę i tak trzeba wyłożyć od 288 do 324 euro. Najbardziej ekonomiczne rozwiązanie to oczywiście miejsca stojące - 132 euro.
Posiadając nasz wymarzony bilet, wypada się jeszcze uzbroić w niezbędne gadżety, które posiada każdy szanujący się kibic. Najłatwiej je zdobyć w sklepie internetowym BMW Saubera lub innego zespołu - w zależności od sympatii. Braki można zawsze uzupełnić na stoiskach znajdujących się przy wyścigowych torach. Ile musimy wydać, żeby upodobnić się do naszego idola? Za zestaw podstawowy, czyli t-shirt lub polo i czapeczkę z logo Roberta Kubicy, oraz zatyczki do uszu (niezbędne, ponieważ silniki samochódów F1 generują nieprawdopodobny hałas), zapłacimy 58-78 euro. To jeszcze niedużo, jeśli jednak dorzucimy do tego produkowane przez Pumę buty z logo niemiecko-szwajcarskiej stajni, nasze koszty urosną do 168-198 euro. Do tego okulary przeciwsłoneczne (80-110), no i plecak (60). Pogoda bywa nieprzewidywalna, więc koniecznie trzeba się przygotować na deszcz, silny wiatr i tym podobne historie. W takiej sytuacji jesteśmy zmuszeni głębiej sięgnąć do kieszeni - bluzka z długiem rękawem (45), wiatrówka (85), parasol
(25-29). Teraz wystarczy podliczyć całość - 463-527 euro - i ewentualnie pomnożyć przez wielkość rodziny.
Osobna sprawa to nocleg. Najtańszą opcją są kempingi przy torach wyścigowych, gdzie panuje fantastyczna atmosfera, a do późnej nocy toczą się debaty na temat wyższości jednego asa kierownicy nad innymi. Po podsumowaniu wychodzi nam, że wyprawa na wyścig F1 w bojowym rynsztunku to minimum 350-550 euro na osobę. Górny próg znajduje się dużo wyżej, bo jeżeli planujemy wypad na tegoroczny hit, czyli nocny wyścig w Singapurze, to spokojnie ubędzie nam z portfela kilka tysięcy euro. Biorąc jednak pod uwagę poziom adrenaliny, emocje oraz wzruszenia, jakie zapewnia Robert Kubica i spółka, nie będą to pieniądze wyrzucone w błoto.
_ "Sport" _