Policja powinna być wzorem. Na miejscu wypadku funkcjonariusze zachowali się koszmarnie
5 lat temu miałem wypadek. Wjechałem na skrzyżowanie i dostałem strzał w bok. Miałem zielone światło. Chłopak, który we mnie wjechał, też uważał, że ma zielone. Nie mogliśmy dojść do tego, kto ma rację. Wezwaliśmy więc policję. Zamiast stróżów prawa przyjechał homofob w radiowozie.
Dlaczego piszę o tym dopiero po 5 latach? Odpowiedź znajdziecie w tekście Sebastiana Ogórka – męża, ojca, mojego kolegi, który mógł stracić życie przez homofoba. W jego przypadku policja zachowała się karygodnie, w moim było podobnie.
Kolizja nie była groźna, chociaż wyglądała dramatycznie. Auto chłopaka, który wjechał w bok mojego volvo, miało zmiażdżony cały przód. Wystrzeliły poduszki powietrzne.
Ponieważ nie mogliśmy ustalić, kto tak naprawdę miał zielone, na miejsce wezwaliśmy policję. Nic nikomu się nie stało, ale trzeba było dojść, czyja to wina.
Wszyscy byli spokojni. Obaj przejęliśmy się tylko sobą nawzajem, bez pretensji. Ja starałem się ustalić, czy jemu nic się nie stało, on dopytywał o samopoczucie moje i mojej dziewczyny. To najmilsza kolizja, w jakiej brałem udział. Do czasu.
Policjanci, którzy zjawili się na miejscu, po rozmowie z, jak się okazało potem, sprawcą wypadku, przeszli do odpytywania mnie. Zadali kilka pytań i w trakcie notowania jeden z nich nagle wypalił: "hehe, to przynajmniej zobaczy pan sobie, jak wygląda prawdziwy pedał". Widząc malujące się na mojej twarzy "ale o co chodzi?", dodał "niech pana dziewczyna pana pilnuje, nigdy nie wiadomo". I wyszczerzył się szeroko.
Wtedy nie zrobiłem z tym nic. Zbyłem te "żarty" milczeniem. Chciałem po prostu mieć cały stres za sobą, oddać samochód w ręce pomocy drogowej i po 3 godzinach stania w upale wreszcie pojechać do domu. Z perspektywy czasu żałuję. To skandaliczne, że człowiek, który powinien być przykładem, pozwala sobie na takie zachowanie.
Trzy osoby, które mogły stracić zdrowie lub życie, zachowały się przytomnie i spokojnie. Bez egoizmu każdy martwił się tylko stanem pozostałych. Nikt się na nikogo nie wściekał za rozbite auto. Ostatecznie ustalony winny przeprosił mnie i moją dziewczynę. Rozeszliśmy się w swoje strony bez złości. Tego dnia tylko policja nie potrafiła się zachować.
Wy, którzy powinniście być wzorem dla innych, Wy, którzy powinniście sprawiać, że każdy, kto przestrzega prawa, będzie czuł się bezpiecznie – wstydźcie się.
Spotkałeś się z podobną sytuacją? Napisz na dziejesie.wp.pl.