Japonia jest nie tylko ojczyzną najtrwalszych samochodów. W tamtejszych górach zrodziła się również idea driftingu, czyli jazdy kontrolowanymi poślizgami. Mania zakładania kontr i „latania bokami” szybko objęła cały kraj, a niedługo później zawitała do USA.
Przepis na maszynę do driftu jest prosty. Wystarczy odpowiednio wyregulować zawieszenie oraz wzmocnić silnik, by móc sprawdzić własne siły w walce z poślizgiem.
Oczywiście do profesjonalnej rywalizacji konieczne jest również wzmocnienie nadwozia oraz wyposażenia auta w sportowy fotel i klatkę bezpieczeństwa. Pędząc 160 km/h z założoną kontrą naprawdę łatwo wypaść z drogi...
Zwykło się mawiać, że do kontrolowanego ślizgania się najlepsze są samochody typu coupe. Niskie, stabilne i mocne. Honda postanowiła udowodnić, że bokiem może polecieć nawet odpowiednio przygotowany minivan. Inżynierowie wzięli na warsztat model Element, który po przejściu kompleksowej modyfikacji stał się groźną driftingową bronią.
Seryjny, czterocylindrowy silnik zastąpiono jednostką V6 o pojemności 3,2 litra. Mocy nigdy dosyć, więc zwiększono potencjał źródła mocy poprzez montaż dwóch turbosprężarek. Ostatecznie wyciśnięto 500 KM. Potężna moc sprawia, że wprawny kierowca nie będzie miał najmniejszych problemów z kierowaniem przy pomocy pedału gazu i niewielkich ruchów kierownicą.
Nie obyło się bez modyfikacji w układzie przeniesienia napędu. Moment obrotowy nie trafia już na wszystkie koła – w całości jest kierowany na tylną oś. Dzięki blokadzie mechanizmu różnicowego auto stało się przewidywalne w poślizgu. „Szpera” sprawia też, że samochód przyśpiesza mimo potężnego buksowania kół i założenia maksymalnej kontry. Precyzyjną jazdę ułatwia usztywnione i obniżone zawieszenie z solidnymi stabilizatorami.
W kabinie trudno szukać pozostałości po rodzinnym aucie. Tapicerka, wygłuszenia oraz fotele powędrowały do śmietnika. Konstruktorzy przewidzieli miejsce jedynie dla mocno rozbudowanej klatki bezpieczeństwa, wielopunktowych pasów oraz kubełkowych foteli. To nie pomyłka. Foteli, bowiem przygotowano również „gorące” miejsce dla pasażera. Z pewnością wielu zaoferowałoby krocie za możliwość „polatania bokami” w Elemencie z piekła rodem...
Łukasz Szewczyk