Piesi łamią prawo. Nie wiedzą, że to słono kosztuje?
Kierowcy, rowerzyści, motocykliści: generalnie poruszający się pojazdami. To oni popełniają wykroczenia i płacą mandaty. Jednak nie tylko. Swoje za uszami mają też piesi. Każdy ze zmotoryzowanych codziennie spotyka się z osobami, które wchodzą na pasy na czerwonym, przebiegają przez jezdnię lub wybiegają zza autobusu. Takie zachowania są nie tylko niebezpiecznie, ale kosztują.
Dwie grupy są najczęściej przyłapywane przez policjantów: młodzi i najstarsi. Tym pierwszym się spieszy, a dziarscy staruszkowie mają najczęściej "za daleko" do pasów. Wydaje się, że ani jedni, ani drudzy nie rozumieją, że sprowadzają na siebie śmiertelne zagrożenie.
To to główny problem, ale jest też drugi: finansowy. Za przejście na czerwonym świetle płaci się mandat w wysokości 100 zł. Za wtargnięcie na ulicę w miejscu niedozwolonym: połowę tej kwoty. Jeśli przebiega się przez ulicę, kiedy jadą po niej samochody i powoduje się większe zagrożenie (dla siebie i innych) mandat wzrasta do 100 zł.
Nagminne wykroczenie pieszych, czyli wyjście na pasy lub ulicę zza pojazdu (np. autobusu), kosztuje 100 zł. Tyle samo przejście dla pieszych przez tory, kiedy szlabany są zamknięte. Nawet wejście bez patrzenia w prawo i lewo na ścieżkę dla rowerzystów kosztuje (50 zł). To wykroczenie jest codziennością, a wielu rowerzystów ma wrażenie, że piesi to samobójcy.
Oddzielny temat to chodzenie poza obszarem zabudowanym po zapadnięciu zmroku. W Polsce - mimo wielu akcji edukacyjnych i wielu zapowiedzi policji ostrego reagowania - to ogromny problem. Piesi ubrani na czarno nie noszą obowiązkowych odblasków, co kosztuje 100 zł.
Najbardziej zaskakujące jest to, że większość pieszych to także kierowcy. Za kółkiem przeszkadzają im zachowania, które sami prezentują kiedy poruszają się "per pedes".