Pasieczny: „Nie ma zgody na jazdę bez pasów!”
Słyszałem kiedyś opinię, że zmuszanie kierowców i pasażerów do zapinania pasów bezpieczeństwa, to tak jak zmuszanie jeźdźca do przytraczania się do siodła konia. A jednak, kto jeździ konno ten wie, że po to są strzemiona i odpowiedni krój butów jeźdźca, by w razie zagrożenia katapultować się z siodła. Pasy bezpieczeństwa są po to, by w razie zagrożenia pozostać w fotelach pojazdów.
W 2013 roku podczas wyjazdów związanych z dniem Wszystkich Świętych prawie 400 osób zostało rannych w wypadkach samochodowych, a 40 zginęło. Niech te dane będą przestrogą w bieżącym roku. Pamiętajmy, by w tym czasie kojarzącym się z licznymi podróżami na groby najbliższych, zachować szczególną ostrożność. Postarajmy się, aby rozwaga i odpowiedzialność za siebie i innych uczestników ruchu drogowego towarzyszyła nam w tych okolicznościowych wyjazdach. Jedźmy ostrożnie i pamiętajmy: nawyk zapinania pasów przy wsiadaniu do samochodu – oznacza troskę o siebie i współpasażerów.
A jakie byłyby konsekwencje "rozpasania"? Głowy kierującego i pasażera przedniego fotela uderzą w szybę czołową, powodując poważne obrażenia głowy i kręgosłupa szyjnego, o specyficznych pęknięciach na szybie nie wspomnę. Przy większych prędkościach może dojść nawet do wybicia całej szyby czołowej, a pasażer czy kierowca mogą przez otwór po niej wypaść. Zapięte pasy chronią pasażerów przed takim scenariuszem. Dodatkowo kierowca dzięki zapiętym pasom uniknie uderzenia klatką piersiową w kierownicę i tym samym ograniczy możliwość wystąpienia obrażeń wewnętrznych. Warto przypomnieć, że przy prędkości kolizyjnej 90 km/h, pasażer z tylnego fotela ważący 80 kg, który nie ma zapiętych pasów, z energią 25 000 Nm uderza w przedni fotel, łamie go i przygniata siedzącą w nim osobę. 25 000 Nm to tak, jakby pasażer z tylnego siedzenia w chwili czołowego zderzenia ważył 2,5 tony.
Znam głosy przeciwników zapinania pasów bezpieczeństwa: „są przypadki, gdy zapięte pasy spowodowały śmierć”. Rozumowanie całkowicie błędne. Teza powinna brzmieć: są przypadki, że mimo zapiętych pasów bezpieczeństwa osoba nie przeżyła wypadku. I owszem znam takie. Pamiętać bowiem trzeba, że nawet zapięte pasy bezpieczeństwa, poduszki i kurtyny powietrzne, kontrolowane strefy zgniotu itp. nie są wystarczającym zabezpieczeniem, gdy prędkość bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Znam także inne przypadki: busik wpada do rowu, "dachuje", ginie 5 osób, które nie mają zapiętych pasów bezpieczeństwa, dwie osoby jadące w pasach doznają lekkich obrażeń, a jednemu (zapięte pasy) nic się nie stało. Samochód zderza się czołowo z innym pojazdem, kierujący własnym barkiem wygina słupek przedni... (nie ma zapiętych pasów), trzech pasażerów w pasach doznaje tylko lekkich obrażeń.
Po raz pierwszy z powodzeniem trzypunktowe pasy bezpieczeństwa zastosowano w roku 1958 w samochodzie marki Volvo. Zastanawiam się, czy według przeciwników zapinania pasów 66 lat prac badawczych inżynierów, medyków, biomechaników i innych naukowców pracujących nad ulepszaniem pasów bezpieczeństwa poszło na marne? Czyżby posiadali większą wiedzę w tym zakresie niż naukowcy ze Szwecji? Jeżeli ktoś jednak uważa, że niezapinanie pasów bezpieczeństwa to jego prywatna sprawa, to niech jego prywatną sprawą będzie również późniejsze finansowanie leczenia i rehabilitacji. Niech podpisze zobowiązanie, że błędów wynikających z braku odpowiedzialności nie będzie leczył za moje i Państwa pieniądze, i niech nie żąda od towarzystw ubezpieczeniowych milionowych odszkodowań i rent, jak to ostatnio ma miejsce. W końcu to jego prywatna sprawa, a nie ogółu obywateli naszego kraju, że nie zapiął pasów bezpieczeństwa.
Ja pasy bezpieczeństwa zapinam od zawsze, zapinałem je również, gdy nie było takiego obowiązku. Dotyczy to również pasażerów mojego auta. Za bardzo cenię sobie życie moje i moich najbliższych.
Wojciech Pasieczny
Źródło: Lotos
ll/moto.wp.pl