Oszukują, mają spokój?
| [
]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/11934/umowa-01.jpeg',500,375) ) |
| --- | Naczelnik wydziału komunikacji w Pabianicach Henryk Ramlau wypowiedział wojnę oszustom, którzy wpisywali do umów zaniżone ceny aut i dzięki temu płacili niższą akcyzę.
Bez trudu wyławia sfałszowane dokumenty i przekazuje policji. Jego zdaniem, aż 90 proc. umów zawiera nieprawdziwe dane, a państwo straciło przez to grube miliony złotych. Mimo to policja, urzędy celne i wydziały komunikacji rzadko zajmują się takimi przypadkami.
Potwierdza to komisarz Marcin Szyndler z Biura Prasowego Komendy Głównej Policji w Warszawie: - Może gdzieś w Polsce komendy powiatowe prowadzą dochodzenia, lecz sporadycznie.
Grzegorz spod Sieradza, który zawodowo sprowadza auta z zagranicy, mówi, że umowy były fałszowane gremialnie.
- Do 1 grudnia 2006 roku za auto, np. z 2000 roku, z silnikiem o pojemności do 2,0 litra, trzeba było płacić 63,1 procent akcyzy - opowiada. - Jeżeli kupiłem je za 1000 euro, musiałem oddać państwu około 2 500 zł, licząc kurs euro po około 4 zł. Na umowie wpisywałem więc 100 euro i płaciłem tylko 250 zł podatku - dodaje Grzegorz. Przyznaje, że często namawiał do tego klientów, których zabierał ze sobą na Zachód. Z reguły godzili się na to bez szemrania. Sprzedający wiedział o zaniżaniu kwoty na umowie. Dostawał taki sam dokument, jaki właściciel pojazdu przedstawiał w polskim urzędzie.
Choć w ten sposób Grzegorz sprowadził kilkaset samochodów, nikt nie zakwestionował umów. Szacuje, że przez dwa i pół roku on i jego klienci zaoszczędzili dzięki „kosmetyce umów”, jak nazywa proceder, około pół miliona złotych.
W Ministerstwie Finansów nie wiedzą, jakie straty poniósł budżet państwa w związku z zaniżaniem cen aut. Nikt nie prowadzi takiej ewidencji.
Henryk Ramlau uważa, że wydziały komunikacji nie zajmują się fałszerstwami, bo chcą mieć święty spokój. Rajmund Kądziela, zastępca dyrektora wydziału praw jazdy i rejestracji pojazdów Urzędu Miasta Łodzi, nie zgadza się z tym zarzutem. - Nie sprawdzamy, bo nie mamy takiego obowiązku. Przecież klient przychodzi do nas z dokumentami z urzędu celnego i urzędu skarbowego.
Urzędy celne mają pięć lat na sprawdzenie autentyczności dokumentów przedłożonych przez właścicieli aut kupionych za granicą. Anna Ludkowska, rzecznik Izby Celnej w Łodzi, przyznaje, że Izba tylko kilka razy zwróciła się do właścicieli aut o wyjaśnienia.
Fałszerzom umów grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności oraz wyrównanie opłat akcyzowych.
Od 1 grudnia 2006 roku importerzy używanych aut płacą nowy podatek akcyzowy. Przy pojazdach o pojemności silnika do 2 litrów wynosi on 3,1 procent wartości samochodu, a przy pojemności większej - 13,6 proc. Podatek naliczany jest od kwoty widniejącej na umowie sprzedaży lub fakturze.
Pan Grzegorz uważa, że teraz nie ma sensu fałszować umów. Gra nie jest warta świeczki, bo akcyza zmalała.
Autor: Dariusz Piekarczyk, mp