Ognisty szpan
Efektowne eksplozje z układu wydechowego i wzrok zdumionych przechodniów. Oto zestaw Flamer Kit, czyli pseudo-sportowe urządzenie dla...
No właśnie, dla kogo? Może dla chcących „zaszpanować” przed współużytkownikami publicznych dróg? Przed znajomymi? Dla chcących się wyróżnić? Fanatycznych kibiców rajdowych? Dbając o dobro sprawy, lepiej zostawić pytanie „dla kogo” – w spokoju. Zajmijmy się zatem samym urządzeniem.
Jak F-16
Zestaw składa się z zaledwie pięciu elementów. W jego skład wchodzą: urządzenie sterujące, świeca i cewka zapłonowa, przewody oraz wyłącznik elektryczny. Sam montaż jest mało skomplikowany. Aby całość działała tak, jak w założeniu – czyli buchając ogniem – świecę zapłonową należy umieścić na końcu układu wydechowego, najdyskretniej jak to możliwe. Dalej świecę trzeba połączyć z cewką, urządzeniem sterującym i przyciskiem przy miejscu pracy kierowcy. Zasada działania jest dość prosta. Gdy zechcemy zadziwić „kibiców”, czyli współużytkowników dróg publicznych, wystarczy tylko nacisnąć przycisk umiejscowiony wewnątrz auta. W tym momencie dezaktywuje się układ zapłonowy silnika, a jednocześnie podawane jest napięcie na dodatkową cewkę. Cały „bajer” powstaje dlatego, ponieważ mieszanka paliwowo-gazowa nie spala się w komorze spalania – czyli tak jak powinna – a dociera do układu wydechowego. Gdy już tam dotrze, dzięki dodatkowej
świecy zapłonowej następuje zapłon i efekt gwarantowany.
Choć, aby taki był, potrzebne jest spełnienie jednego warunku. Układ wydechowy musi być pozbawiony katalizatora, a to za sprawą koniecznego obniżenia oporów. I tutaj pierwsza kłoda dla tych, którzy już wykręcają numer najbliższego zakładu tuningowego. Jak rzeczą nasze przepisy, pozbycie się katalizatora jest niedozwolonym zabiegiem. Mogą zatem pojawić się problemy z zarejestrowaniem pojazdu.
Skąd to znamy?
Jeżeli ktoś jest fanem wyścigów lub rajdów, zapewne już wie. Efekt „rakietowego wydechu” oglądać można w wielu wyczynowych autach benzynowych z turbodoładowaniem. Flamer Kit jest najzwyklejszym „efekciarskim bajerem”, ale w autach wyczynowych, płomienie z układu wydechowego mają na celu „podtrzymanie turbo”. Działa tu efekt opóźnionego zapłonu oraz zwiększonej dawki paliwa. Zapłon następuje w kolektorze wydechowym i podtrzymuje obroty wirnika sprężarki. Dzięki temu można zlikwidować bardzo niepożądaną w sporcie motorowym tzw. turbodziurę.
Nie tak różowo
Pomimo, że zestaw Flamer Kit wygląda bardzo atrakcyjnie - szczególnie po zmroku - to jego zamontowanie nie należy jednak do najrozsądniejszych zabiegów. Po pierwsze. Detonacja może skutecznie zniszczyć układ wydechowy. Najbardziej narażone na totalną destrukcję są stare układy. Sprawa numer dwa. Nawet sami producenci niektórych „magicznych” urządzeń ostrzegają, że nie powinno się go używać, gdy obroty wału korbowego spadają poniżej czterech tysięcy obrotów! Łączy się to z możliwością cofnięcia się płomienia do tłumików, a tego żaden z właścicieli by z pewnością nie chciał. Kolejnym niebezpieczeństwem jest nieprawidłowe zamontowanie zestawu, a co za tym idzie, nieoczekiwany zapłon elementów plastikowych, jak choćby zderzaka. W temacie nieoczekiwanych zapłonów, pojawia się również bezpieczeństwo osób przebywających w czasie, kiedy my się świetnie bawimy naszym przyciskiem!
Tego typu „bajery” wymagają odpowiedzialności i szczególnej uwagi. Wydobywający się płomień jest autentycznym zagrożeniem! Pomimo tego, że sama zabawka jest wizualnie atrakcyjna - a i bohaterowie popularnych ostatnio filmów z serii „street racing drift” mają takie same - to Flamer Kit może sprawić nam sporo kłopotu. Szczególnie, gdy będzie nierozsądnie użytkowany.
Autor: Michał Grygier