Ofiara tragedii: Ile osób zginęło? Nikt mi nie powie!
Ewa Kramek ze Szczecina, pasażerka polskiego autokaru, który w niedzielę uległ wypadkowi w Niemczech, dobrze pamięta moment tragedii, lecz nie zdaje sobie sprawy z jej ogromu. Jak powiedziała w szpitalu dziennikarzom, jeszcze nikt nie chce jej powiedzieć, ile osób zginęło w wypadku. Wie jednak, że miała szczęście: przeżyła, bo siedziała z przodu autobusu.
Kramek jest jedną z rannych osób, które trafiły do specjalistycznego szpitala wypadkowego w Berlinie (Unfallkrankenhaus Berlin - UKB). Ma poważnie złamaną lewę rękę. Pracowała w biurze podróży, które zorganizowało zakończony tragicznie wyjazd do Hiszpanii. Jej mąż był pilotem wycieczki. Nic mu się nie stało.
- Czuję się dobrze, dostaję leki przeciwbólowe. Ale pewnie dopiero, gdy wyjdę ze szpitala i dowiem się, jaki był ogrom tragedii, będę się źle czuła psychicznie - powiedziała Ewa Kramek dziennikarzom w szpitalu. - Jeszcze nikt nie chce mi powiedzieć, ile osób zginęło, ile jest rannych.
Jak mówi, w chwili wypadku i po nim nie straciła przytomności. - Wszystko pamiętam i wszystko widziałam - opowiada. - Samochód jechał na nas z boku, nasz kierowca usiłował go wyminąć.... Manewr ten skończył się uderzeniem w filar wiaduktu.
- Kierowcy byli przytomni, mieli niewielkie obrażenia. Każdy starał się pomóc, staraliśmy się nawzajem uspokajać, że wszystko będzie dobrze, że żyjemy i zaraz nadejdzie pomoc - dodaje. - Osoby, które siedziały z przodu, obok mnie, wstały, rozmawiały ze sobą... Ale z tego co wiem najbardziej ucierpieli ci, którzy byli z tyłu - opowiadała.
Pomoc nadeszła bardzo szybko - jak mówi pani Ewa - 10 bądź 15 minut po tym, jak kierowcy i pilot zadzwonili na policję i pogotowie. Jej zdaniem, kierowcom autobusu nie można nic zarzucić, zmieniali się za kierownicą zgodnie z przepisami, co cztery godziny. Jechali z umiarkowaną prędkością.
W szpitalu UKB przebywa pięciu pacjentów z ciężkimi urazami, a dwóch z lżejszymi. Doznali przede wszystkim złamań kości. Dwóch pacjentów operowano jeszcze w niedzielę, a jedną pacjentkę z ciężkim urazem płuc i złamaniem żeber wprowadzono w stan sztucznej śpiączki. Miała zostać wybudzona jeszcze w poniedziałek.
- Życie wszystkich naszych pacjentów nie jest zagrożone. U lżej chorych liczymy na zwolnienie w ciągu następnych 48 godzin. Troje pozostałych musi pozostać dłużej - dwa, trzy tygodnie - powiedział lekarz Sebastian Apostel.
- Psychiczne urazy będą jednak narastać z dnia na dzień, w miarę jak osoby te będą dowiadywać się o innych ofiarach wypadku. Pracujemy z naszymi psychologami nad tym, by pomóc pacjentom w tej ciężkiej sytuacji - dodał.
Według Apostela szpital ma również polskich pracowników, którzy mają kontakt z poszkodowanymi Polakami.
- Jest też u nas katolicka siostra, Daniela, która ma wiele doświadczenia z pacjentami po ciężkich wypadkach. Opiekowała się polskimi pacjentami, była przy nich całą noc - dodał Apostel.
UKB to jedno z największych centrów chirurgii urazowej w Niemczech. Jego głównym zadaniem jest operowanie osób z ciężkimi urazami po wypadkach; przyjmuje pacjentów z całych Niemiec i z zagranicy.