Odejście Alonso uruchomiło lawinę pytań
Fernando Alonso nie wsiądzie już do bolidu McLarena. Wczoraj obie strony rozwiązały kontrakt – pisze dziennik Sport.
Sprawa konfliktu Fernando Alonso z szefem McLarena, Ronem Dennisem, znalazła swój epilog. Strony postanowiły rozwiązać kontrakt za porozumieniem stron, co oznacza, że hiszpańskiego kierowcy nie zobaczymy w „srebrnej strzale” w nadchodzącym sezonie.
Tak będzie lepiej
Wczorajsze oświadczenie było dość lakoniczne: „Podczas rozmów toczących się w ostatnich dniach pomiędzy Fernando Alonso a teamem Vodafone McLaren Mercedes, doszliśmy wszyscy do wniosku, że w najlepszym interesie obu stron będzie zakończenie współpracy” - napisano w komunikacie brytyjskiego zespołu.
Można się tylko domyślać, że wszyscy odetchnęli z ulgą, a najbardziej Lewis Hamilton, który od tej pory nie będzie już czuł na plecach oddechu utytułowanego kolegi. Niezależnie od tego, po kogo sięgnie jego pracodawca na miejsce Alonso, rywalizacja o numer 1 w zespole jest już rozstrzygnięta. Jest nim młody Brytyjczyk, na którego sukces już w tym roku czekali z wypiekami na twarzy szefowie McLarena. Nie doczekali się, bo Hamilton nie sprostał w końcówce sezonu olbrzymiej presji i nikt nie ma wątpliwości, że wyraźnie potęgowała ją rywalizacja z Alonso.
Wszystkiego najlepszego...
Szef ekipy z Woking, Ron Dennis, nie rozmawiał z Fernando Alonso od czasu Grand Prix Węgier (3-5 sierpnia 2007), gdy Hiszpan podczas kwalifikacji tak zablokował na pit stopie Hamiltona, że ten nie miał już szans na poprawę swego czasu. Alonso został wtedy przesunięty karnie o kilka miejsc, a Brytyjczyk wygrał wyścig, ale stosunki w McLarenie - za którym ciągnęły się oskarżenia o nielegalne przejęcie dokumentacji Ferrari – uległy znacznemu pogorszeniu. Hiszpan nigdy nie ukrywał, że nie jest zadowolony ze współpracy w nowym zespole, który wyraźnie faworyzuje jego młodszego kolegę. To spojrzenie Hiszpana na sytuację w teamie nie było odosobnione, bo podziela je wielu obserwatorów.
Hamilton, „cudowne dziecko” Dennisa był bliski otwarcia nowego rozdziału w historii F1, jako pierwszy debiutant z mistrzowskim tytułem. Skończyło się na wicemistrzostwie, co boli równie mocno samego zawodnika, co i jego patrona. A tego drugiego chyba zresztą bardziej.
- Wszyscy w Vodafone McLaren Mercedes, zwłaszcza hiszpańscy partnerzy teamu, Bank Santander i Mutua Madrilena oraz Vodafone, chcą życzyć Fernando wszystkiego najlepszego w przyszłości – stwierdził na pożegnanie Ron Dennis. - On jest wielkim kierowcą, ale z kilku powodów nie udało się nam razem zrealizować do końca swoich celów i osiągnęliśmy punkt, w którym nikt z nas nie znalazł drogi do poprawy sytuacji. Wszyscy wierzymy, że nasza wspólna decyzja jest najlepsza, jaką można było podjąć i teraz będziemy się już w pełni koncentrować na kolejnym wyzwaniu, jakim są mistrzostwa świata 2008.
Teraz Rosberg?
Dziś trudno przewidzieć, kto bardziej zyska na rozwodzie. Kierowca, czy jego były pracodawca. Bo o tym, że ta rozłąka powinna na obie strony podziałać orzeźwiająco, nikt nie wątpi. Fernando Alonso za dobre życzenia na „nową drogę”, odwdzięczył się tym samym. - Od najmłodszych lat chciałem startować w barwach McLarena - przyznał. - Nie wszystko jednak w życiu udaje się zrealizować, tak jak sobie wymarzymy. Wciąż uważam McLarena za wielki zespół. Mieliśmy w minionym sezonie wzloty i upadki, które stawiały przed nami dodatkowe wyzwania i nie jest tajemnicą, że nigdy nie poczułem się w tym zespole jak w domu.
Wiem, że pojawiały się sugestie na temat faworyzowania w zespole i ludzie mówili wiele rzeczy w ogniu walki, ale na koniec chcę powiedzieć, że zawsze miałem stworzone równe szanse do wygrywania. Życzę całemu zespołowi i sponsorom wszystkiego najlepszego.
Jedna z niewiadomych została rozstrzygnięta. Inna rzecz, że rozwiązanie jednej zagadki, stawia kilka kolejnych, ciekawych pytań w Formule 1. Czy Alonso wyląduje w Renault, gdzie dwukrotnie sięgnął po tytuł mistrza świata? Taki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny. Kto zastąpi go w McLarenie? Z głosów dochodzących zza kulis Formuły 1, można wywnioskować, że najchętniej sami zainteresowani widzieliby tam Nico Rosberga z Williamsa.
_ Więcej w dzienniku Sport _