NIK przypatrzy się fotoradarom
Najwyższa Izba Kontroli sprawdza, czy fotoradary ustawione są w miejscach najbardziej tego wymagających, a ich funkcjonowanie przyczynia się do spadku liczby wypadków. O rozpoczęciu kontroli NIK poinformowała we wtorek.
- Izba chce przede wszystkim sprawdzić, czy stacjonarne fotoradary ustawiono w miejscach, gdzie wcześniej dochodziło do wypadków i kolizji; w miejscach, które zostały wskazane w analizach zagrożeń w ruchu drogowym - napisała NIK w komunikacie przekazanym PAP. Wynika z niego, że rozpoczęta kontrola jest jedną z kilku zaplanowanych na bieżący rok, które będą dotyczyć problematyki fotoradarów.
Prezes Izby Jacek Jezierski powiedział we wtorek w TVP, że problem bezpieczeństwa na polskich drogach od dawna pozostaje w zainteresowaniu kontrolerów NIK. - Nasze drogi są niezwykle niebezpieczne, w Europie zajmujemy pierwsze miejsce, jeśli chodzi o liczbę wypadków szczególnie tych najcięższych, dlatego kontrolujemy infrastrukturę drogową i organizację ruchu drogowego - zaznaczył. - Fotoradary są jednym z narzędzi mających zapewnić bezpieczeństwo na drogach i są potrzebne, ale wtedy, gdy rzeczywiście służą poprawie bezpieczeństwa - dodał Jezierski. Zaznaczył, że miejsca ustawienia fotoradarów muszą być wybierane po analizach, podczas gdy - jak mówił - "powszechnie mamy odczucie, że one są stawiane przede wszystkim tam, gdzie kierowcy przekraczają prędkość, ale nie powodują wypadków". - Będziemy chcieli też sprawdzić, jak policja dokonuje analiz i gdzie wysyła samochody z fotoradarami - wskazał prezes NIK.
Rzecznik prasowy NIK Paweł Biedziak poinformował, że z dotychczas przeprowadzonych kontroli wynika, że nie zawsze miejsca kontroli fotoradarowej były wybierane na podstawie analizy wypadków, kolizji i zdarzeń zagrażających bezpieczeństwu kierowców i pieszych. - Cześć tych miejsc była typowana w oparciu o samorządowe plany wpływu do budżetu. To fatalny zwyczaj owocujący fotoradarami ustawionymi bez związku ze stanem zagrożenia wypadkami i kolizjami - ocenił. Według rzecznika NIK fotoradary są potrzebne, jeśli przyczyniają się do poprawy bezpieczeństwa na drodze. - Dlatego Izba sprawdzi też, czy fotoradary, które ustawiono przed kilkoma laty przyczyniły się do spadku liczby kolizji i wypadków - zapowiedział.
W 2011 r. po kontroli straży miejskich i gminnych NIK stwierdziła, że często straże te coraz bardziej przypominają policję drogową; zamiast dbać o porządek na ulicach i osiedlach, zajmują się przede wszystkim ściganiem kierowców, którzy przekraczają dozwoloną prędkość. Jak podkreślała NIK, takiej sytuacji sprzyja wzrastająca liczba fotoradarów, których właścicielami są samorządy. "W wielu gminach coraz mniej strażników wychodzi na patrole, a coraz więcej zajmuje się wystawianiem mandatów na podstawie zdjęć z fotoradarów. Dzieje się to kosztem dbałości o porządek publiczny" - oceniano w tamtym raporcie.
Wiceminister transportu Tadeusz Jarmuziewicz zapewniał ostatnio w Sejmie, że fotoradary są stawiane na drogach "w tych miejscach, w których dochodzi do największej liczby śmiertelnych wypadków, a nie tam, gdzie kierowcy jeżdżą najszybciej". Przedstawiony w zeszłym tygodniu przez szefów resortów transportu i spraw wewnętrznych, Sławomira Nowaka i Jacka Cichockiego, projekt Narodowego Programu Poprawy Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego zakłada m.in. rozbudowę automatycznego systemu nadzoru prędkości prowadzonego przez Inspekcję Transportu Drogowego. Na drogach krajowych ma stanąć 160 nowych fotoradarów ITD i 29 urządzeń do odcinkowego pomiaru prędkości.
ITD chce też zamontować 20 urządzeń, które zarejestrują niedostosowanie kierowców do sygnalizacji świetlnej. Obecnie Inspekcja dysponuje 315 fotoradarami stacjonarnymi i 29 samochodami z wideorejestratorami. Z kolei policjanci mają dostać 87 nowych nieoznakowanych radiowozów z wideorejestratorami.