Najgorszy miesiąc Kubicy
Jeszcze kilka tygodni temu cały świat zachwycał się wspaniałą jazdą Roberta Kubicy. Brytyjski "The Times" regularnie poświęcał Polakowi swoje łamy, coraz bardziej znaczące osoby wypowiadały się, że tylko kwestią czasu jest, gdy kierowca z Krakowa wzmocni Ferrari. Nic dziwnego. Kubica regularnie trafiał na podium, wygrał nawet swój pierwszy w karierze wyścig (Grand Prix Kanady) i wskoczył na pozycję lidera klasyfikacji generalnej mistrzostw świata.
Czar szybko jednak prysł. Podczas dwóch lipcowych wyścigów cudów już nie było. Dwa tygodnie temu na torze Silverstone bezbłędnemu w tym sezonie Kubicy przytrafiła się wpadka: wypadł z toru i wyścigu nie ukończył. Wprawdzie problemy z utrzymaniem się na mokrej trasie mieli dużo bardziej doświadczeni kierowcy jak choćby Fernando Alonso z Renault, co by nie mówić dwukrotny mistrz świata, jednak Kubica przyzwyczajał nas powoli do swojej bezbłędności. Nawet gdy jego bmw nie zawsze było tak szybkie jak bolidy rywali, to na stalowe nerwy i szwajcarską precyzję Polaka mogliśmy liczyć.
Zwłaszcza wtedy, gdy padał deszcz, Kubica przeważnie był od rywali sprytniejszy. Ostatnią Grand Prix na torze Hockenheim w Niemczech należy uznać za wielkie rozczarowanie. Kubica zaczął wspaniale, bo mimo że startował z siódmego miejsca, potrafił wyprzedzić kilku rywali i awansował na czwarte miejsce. Potem stracił jednak wiele i ostatecznie zajął siódmą, najgorszą w sezonie lokatę.
- Trudno być zadowolonym - skomentował w swoim stylu Polak, kręcąc głową, bo nie mógł zrozumieć, dlaczego jego maszyna nagle stała się wolniejsza od rywali. Nie ulega wątpliwości, że zespół BMW Kubicy na pewno nie pomógł. Źle dobrana taktyka spowodowała, że o utrzymaniu czwartego miejsca krakowianin mógł co najwyżej pomarzyć.
Wszystko dlatego, że w oponach bmw ciśnienie było zbyt niskie i bolid tracił przyczepność. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo rywale zaczęli mijać Kubicę z wielką łatwością. Jeśli prześledzić czasy poszczególnych okrążeń, po zmianie opon na twarde nasz kierowca tracił do najszybszych ponad sekundę. Z kolei kolega z zespołu Nick Heidfeld, który nie zjechał do pit stopu w momencie kraksy Timo Glocka (taka była decyzja teamu), szalał w najlepsze i wykręcił najlepszy czas okrążenia ze wszystkich kierowców w stawce. I znowu pojawiły się głosy, że BMW faworyzuje Niemca. Zwłaszcza że wyścig odbył się w kraju naszych zachodnich sąsiadów.
Problem wydaje się jednak głębszy. Bo o ile o tym, czy Kubicę dopadł kryzys formy, zdania są podzielone, to bez wątpienia BMW coraz bardziej odstaje od Ferrari i McLarena. Mało tego: - Nie walczymy już z wielką dwójką. Teraz musimy się koncentrować, by znaleźć się przed Renault, Toyotą i Red Bullem - komentował Kubica. W trakcie sezonu rywale zrobili ogromne postępy. Z kolei technicy BMW wyraźnie przysnęli. Wprawdzie niemiecko-szwajcarski zespół pozostaje na drugim miejscu w klasyfikacji konstruktorów, jednak przeciwnicy, którzy do tej pory pozostawali daleko w tyle, mocno się zbliżyli. A Ferrari i zwłaszcza McLaren, w którym szaleje Lewis Hamilton, wydają się być poza zasięgiem.
Przed technikami BMW dwa tygodnie wytężonej pracy. Muszą znaleźć przyczynę, dlaczego ich bolidy nagle stały się wolniejsze. Kolejny wyścig odbędzie się na torze Hungaroring na Węgrzech. To w tym miejscu w 2006 r. Kubica debiutował w Grand Prix. I to tam czuje się jak w domu, bo można być pewnym, że po raz kolejny na trybunach zasiądzie kilkadziesiąt tysięcy widzów z Polski. Po tym wyścigu będziemy też mądrzejsi, czy nieudany lipiec kierowcy z Krakowa to tylko wypadek przy pracy, czy może poważniejszy spadek formy.
POLSKA Gazeta Krakowska/Rafał Romaniuk
Współpraca Tomasz Szmandra