Moskiewskie fotoradary zaatakowane przez wirusa
Fotoradary to broń przeciw kierowcom łamiącym prawo. Okazuje się, że tak jak każdą inną broń, można je zneutralizować. System fotoradarów zarządzanych przez moskiewską drogówkę został zaatakowany przez wirusa i od połowy lutego nie wystawia mandatów. Dzięki temu kierowcy łamiący przepisy są bezkarni, a budżet stracił już 50 mln rubli (ponad 5 mln zł).
System nazwany "Strzałka-ST" kontroluje wszystkie kluczowe drogi szybkiego ruchu w rosyjskiej stolicy i jej okolicach. Jest on zarządzany przez moskiewski oddział drogówki. Jednak od dwóch tygodni fotoradary nie kontrolują kierowców, a mundurowi nie potrafią sobie poradzić z tym problemem. Według informacji gazety "Izvestia" problem związany jest z zainfekowaniem systemu kamer wirusem, który paraliżuje ich pracę.
Wirus zaatakował wszystkie kamery. Firma zarządzająca systemem usunęła złośliwe oprogramowanie z jednego z fotoradarów, ale okazało się, że wirus bardzo szybko wrócił. Cały system został następnie zbadany przez specjalistów z firmy Kaspersky i okazało, że został on zaatakowany przez cztery różne wirusy znajdujące się w 130 plikach. Nie odkryto jednak źródła infekcji, przez co nie udało się wyeliminować problemu. Najbardziej kompromitujący okazał się fakt, że policja przyznała się do tego, że nie wie gdzie fizycznie znajduje się serwer obsługujący system.
O spowodowanie awarii posądzana jest firma, która poprzednio zarządzała systemem. Kontrakt podpisany przez nowego operatora oznaczał koniec monopolu i straty dla spółki, która dotychczas zajmowała się fotoradarami. Istnieje podejrzenie, że stary zarządca nadal ma dostęp do serwera obsługującego system moskiewskich fotoradarów. Aktualnie obie firmy obrzucają się zarzutami i nikt nie chce przyznać się do winy. Tymczasem kierowcy cieszą się i korzystają z awarii fotoradarów.
sj, moto.wp.pl