Mniej ograniczeń prędkości, więcej fotoradarów
Rozrastająca się sieć fotoradarów, nowe, nieoznakowane radiowozy ITD, które swoim wyposażeniem balansują na granicy prawa, czy wreszcie wypowiedzi ministra Nowaka, przyrównującego kierowców do bandytów nie przyniosły rządowi popularności. Topniejące słupki poparcia ma uratować akcja uzdrawiania polskich dróg. Nie chodzi oczywiście o doprowadzenie ich nawierzchni do idealnego stanu, bo to musiałoby trwać kilkanaście lat, ale o usunięcie niepotrzebnego lub złego oznakowania oraz zniesienie bezzasadnych limitów prędkości. Długo wyczekiwany proces już ruszył, a każdy z nas może się do niego przyczynić.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad rozpoczęła akcję likwidacji absurdów na polskich drogach. W teren ruszyli audytorzy, którzy sprawdzają, czy wszystkie obowiązujące na drogach krajowych ograniczenia prędkości są rzeczywiście potrzebne. Specjaliści będą także dążyć do zmniejszenia liczby znaków drogowych, które mijają podróżni. Czy w Polsce jest ich rzeczywiście tak dużo? Wystarczy krótka wycieczka do któregokolwiek z krajów Europy Zachodniej lub też na północ, by przekonać, się, że można bezpiecznie zorganizować ruch drogowy przy pomocy znacznie mniejszej liczby znaków.
Można oczywiście zadać sobie pytanie, czy działania audytorów rzeczywiście przyniosą poprawę bezpieczeństwa. Wszakże już dziś na tle Europy polskie drogi należą do tych, na których ryzyko wypadku jest jednym z największych. Okazuje się, że podniesienie limitu dopuszczalnej prędkości nie będzie dotyczyć każdej trasy. Jak informuje "Dziennik Gazeta Prawna", w terenie zabudowanym będzie go można podnieść do 70 km/h na ulicach jednojezdniowych tylko, jeśli odcinki pomiędzy skrzyżowaniami są bez zjazdów, ruch na przejściach dla pieszych musi być regulowany światłami, a same skrzyżowania posiadają pasy wyłącznie do skrętu w lewo.
GDDKiA nie polega wyłącznie na swoich audytorach. Dzięki internetowemu formularzowi wnioski o likwidację lub zmianę oznakowania mogą zgłaszać również kierowcy. Zmiany dotyczyć będą jednak wyłącznie dróg krajowych poza granicami miast, "ekspresówek" i autostrad. W Polsce stanowią one co prawda tylko 5 proc. spośród całej sieci dróg, ale ich znaczenie dla bezpieczeństwa jest ogromne. To właśnie na drogach krajowych w 2011 r. życie straciło 37,6 proc., spośród wszystkich zabitych w wypadkach. Według statystyk, na każde 100 km drogi krajowej, średnio przypada aż 52,5 wypadków rocznie.
Zmiany proponowane przez GDDKiA mają sprawić, że podróżowanie po kraju w zgodzie z prawem wreszcie stanie się możliwe. Odpowiednie służby będą jednak skrupulatnie sprawdzały, czy kierowcy mimo to nie łamią przepisów. Do obecnie funkcjonujących 375 fotoradarów jeszcze w tym roku ma dołączyć sto kolejnych. To jednak nie koniec. Na ważniejszych skrzyżowaniach pojawią się systemy rejestrujące przejazd na czerwonym świetle. Wprowadzony zostanie także odcinkowy pomiar prędkości. W przypadku tego ostatniego nie wystarczy, jak Polacy mają to w zwyczaju, zwolnienie tuż przed fotoradarem. Urządzenie to będzie odczytywało numery rejestracyjne przejeżdżających aut, by na końcu takiego odcinka obliczyć każdemu z nich średnią prędkość. Jeśli będzie ona wyższa od dopuszczalnej, mandat zjawi się w naszej skrzynce pocztowej.
Zmiany, które właśnie rozpoczynają się na naszych oczach, idą w dobrym kierunku. Tak naprawdę jednak problem kierowców nagminnie łamiących przepisy zlikwidowałaby dopiero wystarczająco gęsta siatka darmowych dróg ekspresowych.
Źródło: Dziennik Gazeta Prawna
tb/sj/tb, moto.wp.pl