Mercedes niszczy swój image, ale robi to pięknie
Jeszcze nie tak dawno twierdziłem, że ostatnim prawdziwym Mercedesem był - W126. Pierwsza seria klasy C, a zwłaszcza prezentowana po W126 klasa S, wydały mi się brzydkie i stylistycznie oderwane od kanonów dostojnych i nienagannych linii, do jakich przyzwyczajali przez lata Niemcy. Na szczęście najnowsze modele z klas C, E, CLK, czy w końcu CLS pokazały, że nowy styl Mercedesa wraca do wspaniałej formy.
Pierwszym ewenementem stylistycznym był CLS (premiera w 2004). Duża czterodrzwiowa limuzyna wykonana w formie coupe, tak bardzo zrywała z dostojną formą Mercedesa, że jeden z kolegów dziennikarzy stwierdził nawet, że wygląda jakby projektował go pijany Koreańczyk. Jednak to było szokujące kilka lat temu. Obecnie przy wyraźnym rozgraniczeniu dostojności Klasy S, poręczności B i uniwersalności C, każdy nowy model to oczekiwanie: czym tym razem zaskoczą nas Niemcy w swoim nowym aucie.
Pozytywne wrażenie wzbudzają już proporcje auta identyczne jak w dotychczasowym CLS. Długa pokrywa silnika, wąski zarys okien, boczne szyby bez obramowania, dynamicznie opadający ku tyłowi dach, to jego cechy charakterystyczne. Proporcje zostały zatem niezmienione, ale wszystko inne uległo zmianie. Już pierwsze spojrzenie na tę czterodrzwiową limuzynę nie daje złudzeń - to nie jest samochód dla dyrektora banku. Osłona chłodnicy nie jest optycznie zintegrowana z pokrywą silnika, lecz wyodrębniona, co jest zaakcentowaniem sportowego charakteru wydłużonej maski silnika. Muskularny wygląd akcentują również duże, ciemne, rozciągnięte wszerz wloty powietrza z czarnymi kratkami, przetłoczenie powyżej błotnika, czy zaakcentowana w stylu auta sportowego część nad tylną osią. Akcentem optycznym z tyłu jest też szeroki spojler.
Hitem są również reflektory w technologii LED, które zostały podzielone na trzy sekcje: górne diody pracują jako kierunkowskazy, umieszczone w sekcji środkowej diody świateł pozycyjnych pełnią funkcję świateł mijania. W najniższej sekcji reflektora znajdują się diody działające jako światła drogowe. Ogółem w jednym kloszu znajduje się 71 diod.
Budowa awangardowej karoserii to jedno, ale nie mniej ważne jest wnętrze pojazdu. Tutaj nie może być ubogiego, sportowego stylu, ale nie może także być bizantyjskiego przepychu Klasy S. Jak z tego wybrnąć? Głównym elementem jest łuk biegnący od drzwi kierowcy, poprzez wspornik tablicy rozdzielczej aż do drzwi pasażera. Centralny monitor został harmonijnie wbudowany w górną część tablicy rozdzielczej. Jednocześnie opadająca linia boczna w drzwiach przechodzi ponownie w dynamiczną linię nadwozia. Poza tym wszystko zależy od klienta, a raczej jego konta bankowego. Do wyboru jest 5 kolorów wykończenia wnętrza, pięć rodzajów elementów ozdobnych oraz trzy różnego rodzaju skóry.
Wyszukaną sportową elegancję podkreśla też wnętrze nowego CLS’a, w którym zastosowano liczne elementy ozdobne wykonane ze szlachetnych materiałów. Znajdują się one między innymi na wsporniku tablicy rozdzielczej na konsoli
środkowej i na częściach okładzin drzwi. Do wyboru klienta są trzy rodzaje drewna: orzech włoski w kolorze brązowym z połyskiem, jesion czarny z połyskiem i topola ciemnobrązowa satynowa. Jednak najbardziej fascynujące jest pokrycie elementów lakierem fortepianowym. Jest on kładziony i polerowany w siedmiu warstwach, zanim uzyska pożądany, idealny połysk.
Wszystko to sprawia, że CLS jest majstersztykiem designu, nowych technologii i rzemieślniczej dokładności. Nie jest wprawdzie kanonem nienagannej sylwetki, jak W126, ale jak mówił poeta "trzeba z żywymi naprzód iść", a CLS nie tylko idzie naprzód, ale nawet wyprzedza wszystkich swoją wizją.
Bogusław Korzeniowski