Mercedes, czyli luksusowy problem
Pośród największych ikon motoryzacji od przeszło stu lat niezmiennie lokuje się Mercedes, marka z niebywałą tradycją, doświadczeniem i ugruntowaną renomą w społeczeństwie.
Szczególnie dla polskich kierowców, auta z gwiazdą na masce były i nadal są kwintesencją i symbolem luksusu. Do końca lat 90. klient kupujący auto niemieckiego producenta, poza prestiżem, otrzymywał w pakiecie niebywałą wytrzymałość i trwałość mechaniki. Opinia "niezniszczalności" wykreowana przez legendarne już modele W123, W124 i W201 od kilku lat jest systematycznie podkopywana przez nowe konstrukcje, borykające się z mnogością awarii. Co ciekawe, ceny używanych Mercedesów wyraźnie ustępują analogicznym propozycjom autorstwa BMW czy Audi. Dziś, niegdyś zapatrzeni w "Beczki" czy "Balerony" kierowcy zwyczajnie boją się jakościowych wpadek producenta. Czy słusznie?
Wspomniane, niezniszczalne modele Mercedesa sprzed dwóch dekad w dużej mierze swą bezawaryjność zawdzięczają mechanice pozbawionej elektronicznych wspomagaczy. Dziś, szczególnie w klasie premium, wytwórcy prześcigają się w stosowaniu elektronicznych rozwiązań, usprawniających pracę samochodu i samą eksploatację. Niestety, po pewnym czasie owe zaawansowane technicznie układy generują sporo problemów i niemałych kosztów.
Niemiecka dokładność objawia się nie tylko w doskonałym montażu poszczególnych elementów. W przypadku Mercedesa Klasy E (2002-2006), CLS-a pierwszej odsłony jak i poprzedniego SL-a, z aptekarską wręcz dokładnością psuje się układ hamulcowy. A dokładniej pompa hamulcowa SBC (Sensotronic Brake Control) zaprogramowana na ściśle określoną liczbę wciśnięć. Po przekroczeniu wyznaczonego limitu, sterownik pompy Boscha wysyła komunikat o "awarii hamulców oraz konieczności odwiedzin serwisu". Gdy nonszalancki użytkownik zignorował tę przestrogę, po pewnym czasie następowała blokada hamulców.
Powierzenie elektronice sterowania pompą hamulcową w teorii niosło ze sobą wiele pozytywnych aspektów, chociażby automatyczne osuszanie tarcz poprzez zbliżanie klocków. Niestety, skomplikowanie całego układu wymusza użycie komputera diagnostycznego nawet przy prozaicznej wymianie klocków czy tarcz. W przypadku wystąpienia tej awarii kierowca ma dwa wyjścia z sytuacji. Najdroższe polecane przez ASO to wymiana pompy na nową - koszt 6700 złotych. Drugie rozwiązanie przewiduje odblokowanie starej pompy, sprawny elektronik dokona tego za 400-1200 złotych.
Sporym wyzwaniem dla domowego budżetu będzie również walka z pneumatycznym zawieszeniem w topowej Klasie S i kontrowersyjnej R. Poza oczywistymi zaletami z niebywałym komfortem podróżowania i utrzymaniem stałego prześwitu niezależnie od obciążenia, układ Airmatic potrafi przyprawić o zawrót głowy. Najpowszechniejsze są usterki kompresora i miechów powietrznych (amortyzatorów). W przypadku S Klasy W220, kompresor odpowiedzialny za utrzymanie odpowiedniego ciśnienia znajduje się pod zderzakiem, dzięki temu po odpaleniu samochodu możemy samodzielnie stwierdzić czy pracuje.
Przesłankami mówiącymi nam o awarii kompresora jest komunikat "Car Too Low" jak i wspomniana cisza "pod" zderzakiem. By usprawnić kompresor zmuszeni będziemy do jego wymiany (koszt w ASO 2830 złotych) lub regeneracji za około 1400 złotych. O ile uszkodzony kompresor wywołuje równomierne opuszczenie całego samochodu, o tyle awaria amortyzatora kończy się wyraźnym przekrzywieniem nadwozia - dzięki temu wiemy dokładnie, który element się poddał. Koszt usunięcia tego defektu w przypadku wymiany w ASO wynosi 5735 złotych, możemy także oddać amortyzator do regeneracji, co pochłonie 1500 złotych w przypadku przedniego i około 750 zł w przypadku tylnego miecha.
Użytkownicy wyprodukowanych po 1995 roku Mercedesów jak jeden mąż skarżą się na bardzo awaryjne klucze, nie byłoby w tym nic strasznego gdyby nie ich cena. Wykonany z mizernej jakości tworzywa, niezwykle podatnego na pęknięcia kluczyk w ASO wyceniany jest wraz z programowaniem na 1000 złotych, zaś nieautoryzowany specjalista dokona tego za niespełna 200 złotych.
Elektronika w Mercedesach uchodzi za bardzo liberalny organizm, pozwalający na zamienność poszczególnych elementów pomiędzy zgoła odmiennymi modelami - wystarczy za 50-200 złotych przeprogramować "nowy" moduł do posiadanej przez nas wersji wyposażenia. Do listy powszechnych usterek zalicza się także element potocznie zwany "modułem komfortu" (SAM), diagnoza jego problemów jest banalnie prosta. Jeśli elektronika pokładowa nie działa, to właśnie jest jego sprawką. Odpowiedzialny za pracę między innymi wycieraczek, spryskiwaczy i tym podobnych, nowy w ASO kosztuje 1200 złotych, używana bądź regenerowana część - około 300 złotych. Trzeba pamiętać, że w samochodzie występują dwa moduły SAM - przedni i tylny.
Bardzo popularna w Mercedesach pięciobiegowa automatyczna przekładnia 722.6 stosowana w CLA, klasie E (W210,W211), C (W219), CL (W215) czy ML (W163), miewa poważne problemy z konwerterem momentu
obrotowego. Znakiem rozpoznawczym jego awarii jest mocne szarpanie skrzyni w czasie jazdy. Dodatkowo zdarzają się również usterki płyty sterującej jak i doszczelnienia chłodnicy (czynnik chłodzący miesza się z olejem). Fabrycznie nowy element pochłonie 6850 złotych, natomiast cena regeneracji rozpoczyna się od 1000 złotych. Oczywiście, przy okazji naprawy konieczna będzie wymiana oleju oraz kontrola szczelności układu chłodzącego.
Z dawnej renomy niemieckiej marki pozostały już tylko resztki. Niestety, kłopotliwa w obsłudze elektronika uprzykrza życie wielu użytkownikom, którzy w końcu rezygnują z auta z gwiazdą na masce. Specjaliści zajmujący się Mercedesami zgodnie twierdzą, że jeśli jesteśmy w stanie w razie potrzeby usunąć niemal pewną awarię nie szczędząc na ten cel funduszy, to śmiało możemy rozpocząć poszukiwania wymarzonego Mercedesa z ostatnich lat. Podobnie ma się sytuacja w największych rywali w postaci BMW i Audi. Tam też serwis potrafi zrujnować niejedną kieszeń.
Piotr Mokwiński
ll/sj, moto.wp.pl