Masz za szybą taką kartkę? Możesz zapłacić 751,65 zł dziennie
Mieszkańcy Myszkowa (woj. śląskie), którzy mają za szybami swoich aut informację, że chcą je sprzedać, są upominani przez Straż Miejską. Ich ogłoszenie traktowane są jako prowadzenie handlu, więc muszą uiścić opłatę targową - nawet 751,65 zł dziennie. W innym przypadku, sprawa trafi do sądu.
W ostatnim czasie coraz więcej mieszkańców Myszkowa znajduje za wycieraczkami swoich samochodów kartki formatu A4 zostawione tam przez pracowników Straży Miejskiej. Jest to informacja, że ogłoszenie o chęci sprzedaży auta traktowane jest tak samo, jak handlowanie owocami, warzywami czy ubraniami. Zaniepokojeni mieszkańcy piszą że "możliwość pobierania takiej opłaty dali najprawdopodobniej radni, którzy podjęli decyzję o opłatach targowych".
Chcieli wyeliminować handel majtkami, uderzyli w zwykłych kierowców
Sprawdziliśmy. Z uchwały Rady Miasta (nr XXVI/203/16 z dn. 24 listopada 2016r.) wynika, że za sprzedaż w "1 strefie" należy wnieść opłatę 300 zł za metr kwadratowy, ale nie więcej niż 751,65 zł dziennie.
- W Myszkowie faktycznie był problem, ale opłata targowa miała uregulować handlowanie na ulicy. To prawda, że sprzedawanie majtek na każdym rogu nie jest zbyt estetyczne. Takie osoby przeważnie nie rozliczały się też właściwie z prowadzonego biznesu. To nie do końca uczciwe, więc zrobienie z tym porządku było bardzo dobrym pomysłem. Ostatecznie poszło to jednak w dość dziwnym kierunku - mówi w rozmowie z WP Robert Bączyński z gazetamyszkowska.pl.
Kierowcy są zaskoczeni i pytają, czy podobne prawo obowiązuje też w innych miastach
Nowe przepisy uchwalone przez Radę Miasta zrobiły w mieście porządek, ale od niedawna ich ofiarą padli zwykli mieszkańcy. - Z tego co wiem, nie mogę umieszczać ogłoszeń w samochodzie, jeśli ten będzie stał przed blokiem w którym mieszkam, na parkingu, ale może to zrobić osoba, która postawi go np. w sąsiedztwie chodnika, ale na swojej posesji - skarżą się kierowcy. Podobno dowiadywali się już wśród znajomych, czy podobne opłaty obowiązują w innych polskich miastach, ale nikt o niczym podobnym nie słyszał.
Dlaczego przepisy wprowadzone ponad rok temu, nagle w tak dziwny sposób zaczęła egzekwować Straż Miejska? Urząd Miasta chciał podobno ukrócić prywatny handel autami, ponieważ poprosili o to właściciele komisów samochodowych. Osoby zajmujące się takim biznesem zapewne wolałyby, aby auta na sprzedaż trafiały do nich i mogli zarabiać na prowizji. - Komis samochodowy przy wylocie z Myszkowa do Żarek prowadzi… brat komendanta Straży Miejskiej w Myszkowie – podkreśla jeden z czytelników gazetamyszkowska.pl. Panowie faktycznie mają takie samo nazwisko i jedno z naszych źródeł potwierdza, że są spokrewnieni. Ponieważ komendant nie był dzisiaj dostępny, nie skomentował tej sprawy.
O pomyśle pobierania opłaty za tradycyjne "Sprzedam ten samochód", nie słyszeli dotąd nie tylko mieszkańcy Myszkowa. - To coś nowego - przyznaje nam rzecznik prasowy Straży Miejskiej m.st. Warszawy Monika Niżniak. Jak dodaje, jeśli samochód jest źle zaparkowany lub jego stan techniczny jest podejrzany, Straż Miejska może się takim autem zainteresować. W kontekście handlowym, kierowcy nie mają się jednak czego obawiać. Tak jest jednak w Warszawie. Jak się okazuje, przepisy w innych miastach mogą się jednak znacząco różnić.