Małysz: złapaliśmy trzy gumy i zepsuł się podnośnik
Adam Małysz z pilotem Rafałem Martonem przyznali, że po stracie trzech kół zapasowych w Toyocie, jechali z duszą na ramieniu. Mimo innych problemów zajęli w "piekle", na piątym etapie Rajdu Dakar ósme miejsce, najwyższe wśród samochodów Poland National Team. Później, po protestach kierowców dotyczących błędów w roadbooku, zmieniono klasyfikację etapu i polska załoga awansowała na 5. pozycję.
Trasa miała wieść od Chilecito do San Miguel w prowincji Tucuman i być przedzielona asfaltową strefą neutralizacji. Dzień przyniósł jednak sporo niespodzianek. Jeszcze przed zakończeniem pierwszej części odcinka, organizatorzy podjęli decyzję o odwołaniu drugiej partii dla motocykli i quadów, ze względu na bezpieczeństwo zawodników. Większość z nich była odwodniona i wycieńczona.
Do ostatniej chwili kierowcy aut czekali na informację w sprawie swojej trasy. Ostatecznie druga część odcinka specjalnego została skrócona, w sumie z 527 do 428 km. W tych trudnych warunkach bardzo dobrze radzili sobie Małysz i Marton. Na siódmym pomiarze czasu Orzeł z Wisły był nawet na drugiej pozycji.
- Pierwszy odcinek był bardzo fajny, choć naprawdę ciężki. Były wydmy, dość specyficzne - trochę miejscami obrośnięte krzakami. Złapaliśmy trzy gumy i zepsuł nam się podnośnik. Po stracie trzech kół zapasowych musieliśmy mocno się pilnować. Chcieliśmy pożyczyć jedno od Marka Dąbrowskiego, żeby mieć zapas na drugą część etapu, ale oddał on już koło kierowcy z RPA Ginielowi de Villiers. Byliśmy zatem zmuszeni jechać znacznie bardziej ostrożnie - powiedział Małysz.
Mimo ostrożności załoga Orlen Teamu uzyskała ósmy czas, a w klasyfikacji generalnej awansowała na 12. miejsce, mając stratę 2 godzin 31 minut i 56 sekund do lidera, Hiszpana Naniego Romy.
- Jesteśmy z Rafałem zadowoleni, zwłaszcza z pierwszej części, gdzie udało nam się utrzymać naprawdę świetne tempo. Myślę, że gdyby nie brak koła zapasowego, inaczej by to wszystko wyglądało. Czułem, że możemy utrzymać to wysokie tempo, ale trzeba było zwolnić. Gdybyśmy stracili ostatnią oponę, tak naprawdę stracilibyśmy wszystko. Nasza Toyota sprawuje się znakomicie, chociaż auto dostało mocno w kość - dodał Małysz.
Nie wszyscy Polacy mieli jednak tyle szczęścia. Krzysztof Hołowczyc (X-Raid/Lotto Team) był 21. i spadł na 11. lokatę w ogólnym bilansie. Natomiasł Piotr Beaupre i Jacek Lisicki wycofali się z rajdu na początku etapu po tym, jak ich BMW uległo w środę zniszczeniu.
Później, po protestach związanych z błędami w mapie drogowej, zmieniono klasyfikację etapu. Małysz z Martonem zajęli zatem nie 8., a 5. miejsce. Na 6. pozycji sklasyfikowano Dąbrowskiego i Czachora, na 18. Hołowczyca, a na 24. Kaczmarskiego. W "generalce" Dąbrowski i Czachor wskoczyli na doskonałą siódmą pozycję, a Małysz i Marton na 11., tuż za "Hołka".
Szósty etap rajdu zacznie się w Tucuman, a zakończy w miejscowości Salta. Dla samochodów planowany jest odcinek specjalny długości 424 km, dla motocykli i quadów - 400 km, a dla ciężarówek - 156 km. Jak ostrzegają organizatorzy, największym zagrożeniem może być bliskie spotkanie z dzikimi zwierzętami, które zamieszkują te rejony.
W Salcie uczestnicy rajdu pozostaną dobę na biwaku, gdzie będą mogli się zregenerować przed dalszą drogą. Rywalizacja zakończy się w Chile, w Valparaiso, w sobotę 18 stycznia.