Małysz przyznaje: wtedy spanikowałem
Adam Małysz w czasie niedawnego pobytu w Maroku przekonał się, że musi zebrać jeszcze dużo doświadczenia, zanim stanie się kierowcą rajdowym "pełną gębą". Na jednym z etapów Narodowego Treningu na Pustyni przeżył najbardziej dramatyczne chwile w swojej krótkiej jak na razie karierze rajdowca.
W Maroku "Orzeł z Wisły" spisywał się bardzo dobrze i miał najlepsze czasy na poszczególnych odcinkach, ale do mety nie dojechał przez problemy ze sprzęgłem. Wcześniej, na trudnym skalistym terenie przydarzyła mu się chwila zwątpienia. Małysz nie ukrywa, że spanikował.
- Wjechałem na wydmę, za nią znajdowała się skalna półka, na której były tylko ogromne korzenie i potężne kamienie. Gdzie nie skręciłem, uderzałem w przeszkody. W pewnym momencie spanikowałem, bo nie wiedziałem, jak stamtąd wyjechać - opowiada Małysz w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
- Do Rafała Martona, mojego pilota, powiedziałem: "Prowadź mnie krok po kroku, bo pierwszy raz w życiu nie jestem w stanie jechać". Zaczął mi dyktować: "Prawo, lewo, przejedź, uważaj, dodaj, odejmij...", i pomału wyjechałem - kontynuuje były wybitny skoczek.
- Wtedy właśnie przeleciały mi przez głowę głupie myśli . Siedziałem w aucie i myślałem, że nigdy się stamtąd nie ruszę. Wszędzie tylko skały i korzenie. Zabrakło mi doświadczenia, ale mam świetnego pilota - chwali Martona Małysz.
"Orzeł z Wisły" wyznaje także, że czasami bał się o swoją żonę, startującą w rajdzie RMF Morocco Challenge. - Najbardziej denerwowałem się, kiedy ja - jadąc rajdówką - miałem problemy z przejechaniem odcinka, a za mną jechała Iza, która prowadziła seryjne auto - mówi Małysz.
- Pierwszy etap zaczął się o 17, a skończył o drugiej w nocy. Jazda w ciemnościach była wyzwaniem. Dojechały tak zadowolone, że byłem w szoku. Wiedziałem, że jeśli auto wytrzyma, to i dziewczyny wytrwają... - powiedział "Gazecie Wyborczej" Małysz. Jego żona ostatecznie w RMF Morocco Challenge zajęła drugie miejsce.
WP.PL