Małysz pod dużym wrażeniem nowego auta
Adam Małysz podkreślił, że zapał do treningów i startów za kierownicą absolutnie mu nie minął. Wprost przeciwnie, jest nadal bardzo duży. Medalista olimpijski w skokach narciarskich kończy przygotowania do Rajdu Dakar, który za 50 dni rozpocznie się w Peru. Były znakomity skoczek wyznał też, że jego nowe auto (Toyota Hilux)
zrobiło na nim wielkie wrażenie.
Polska Agencja Prasowa: Do rozpoczęcia Rajdu Dakar pozostało 50 dni. Jak je pan wykorzysta?
Adam Małysz: Pozostały przed Dakarem czas wykorzystam jak tylko najlepiej potrafię na treningi wraz z moim pilotem Rafałem Martonem. To naprawdę bardzo intensywne chwile. Trzeba ciągle dbać o kondycję i siłę. Mniej jest natomiast jazdy, bo samochodów już nie mamy, gdyż szykowane są do podróży do Ameryki Południowej. W planie mamy jeszcze wyjazd na piasek, ale pojazdem bardziej cywilnym. Celem jest poprawa techniki jazdy po wydmach. W końcowym etapie przygotowań, czyli przed świętami i później w ostatnich dniach do Dakaru, chodzi już bardziej o zrelaksowanie się, bo wtedy już nic więcej nie da się zrobić. To jest więc ostatni moment, by pracować nad siłą, wytrzymałością i techniką.
PAP: Co przeniósł pan do rajdów ze skoków?
A.M.: Na pewno koncentrację i sportową psychikę. Praca nad kondycją jest podobna, natomiast inaczej trzeba pracować nad siłą. Obecnie dużą wagę przywiązuję do ćwiczeń górnych partii mięśni, zwłaszcza rąk i karku. Wcześniej bardziej skupiałem się na nogach.
PAP: W stolicy Peru Limie, 5 stycznia, zasiądzie pan za kierownicą Toyoty Hilux? Od kiedy trenował pan na tym samochodzie, co pan o nim powie?
A.M.: Na pewno jest to pojazd z bardzo wysokiej półki, który w poprzednim Dakarze zajął trzecie miejsce. Ma potężną moc. Gdy były pierwsze przymiarki, że może pojedziemy tym samochodem, to nawet czasem zastanawiałem się, czy nie jest za dobry na moje umiejętności. Mimo to wydaje mi się, że trzeba celować wysoko. Jeśli jest okazja startu autem tej klasy, to źle byłoby z tego nie skorzystać. Do tej pory nie miałem możliwości jeździć zbyt dużo Toyotą Hilux, pokonałem łącznie może 300 km. Muszę jednak przyznać, że zrobiła na mnie niesamowite wrażenie.
PAP: Czy nadal ma pan tyle zapału do treningów i startów jak przed rokiem? Czy tak wyobrażał pan sobie karierę kierowcy?
A.M.: Zapał absolutnie nie minął. Wprost przeciwnie, jest nadal bardzo duży. Jednym z elementów jest wyższy stopień trudności. Wiedziałem, że będzie bardzo ciężko w tym roku przejść na szybką jazdę, bo wiąże się to z różnymi incydentami, które w naszym przypadku miały miejsce. Mam na myśli dachowania, urywanie kół. To sprawia, że można się szybko zrazić, na przykład przez nieukończenie rajdu lub czekanie na serwis. Na szczęście byłem na to przygotowany i może z tego powodu się nie zniechęciłem. Poza tym widziałem postępy, a to mnie motywowało. W tym sezonie z moim pilotem Rafałem Martonem przejechaliśmy w sumie ok. 14 tys. km, które ukazały poprawę wyników.
PAP: Jak pan oceni, porówna swoje umiejętności sprzed roku do dzisiejszych?
A.M.: Trudno jest się wypowiadać o sobie. Na pewno najlepiej oceniłyby to osoby, które ze mną jeździły. Ja w każdym bądź razie jestem bardzo zadowolony z postępów, ale wiem też, że jeszcze dużo pracy przede mną. Uważam, że to był udany sezon. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski w rajdach terenowych w klasyfikacji generalnej i grupie T1, mistrzostwo Czech, poza tym zajęliśmy czwarte miejsce w FIA CEZ Cross Country Trophy w T1.
Rafał Marton: Kiedy zaczynałem z Adamem treningi, był zdolnym kierowcą i zdyscyplinowanym uczniem, który marzył o starcie w Dakarze. Jego zapał i typowe dla sportowców podejście do zajęć czasami potrafiło naszą ekipę zadziwić. Był w stanie jeździć dłużej niż my wytrzymywaliśmy. Przez te kilkanaście miesięcy zrobił duże postępy. Jeździ pewniej, szybciej i lepiej technicznie. Osiągnęliśmy bardzo dobry poziom porozumienia, dobrze się ze sobą czujemy i wiemy, że najlepsze jeszcze przed nami. Rok temu nadrzędnym celem było ukończenie najtrudniejszego na świecie rajdu terenowego. Udało się i to na znakomitym jak na debiut 37. miejscu. Teraz podnosimy poprzeczkę do czołowej dwudziestki.
A.M. Właśnie dowiedziałem się, że w rajdzie Dakar wystartujemy z numerem 336. Urodziłem się trzeciego, w związku z czym lubię trójki. 336 to będzie szczęśliwy numer.
PAP: Interesuje się pan nadal skokami narciarskimi?
A.M.: Oczywiście, cały czas interesuję się skokami i śledzę wyniki. Jak mam taką możliwość, to bywam na obiektach i obserwuję kolegów. Jak mogę, podpowiadam trenerom.
PAP: Jakie są pana prognozy, przewidywania przed sezonem zimowym?
A.M.: Moje typowania to trochę jak wróżenie z fusów, bo to nie jest proste. Na pewno można byłoby patrzeć na to z perspektywy sezonu letniego. Wtedy jako silną ekipę wskazałbym Niemców i Japończyków. Uważam, że również Maciek Kot jest pretendentem do zwycięstw. Trzeba jednak poczekać, zobaczyć pierwsze i drugie zawody Pucharu Świata. Wtedy dopiero będzie można określić, w jakiej kto jest formie. Większość liderów trochę się czaiła przed zimą i nie startowała w letnim cyklu Grand Prix. Ja wierzę jednak w naszych chłopaków.
Rozmawiał Janusz Kalinowski